środa, 15 lutego 2012

A propo's żurawia

W niedzielę odwiedziłam z dzieciaczkami Wrocław. Ostatnio rzadko tam bywam, szczególnie gdy zima szaleje. Ale było tak piękne słońce... Zupełnie zapomniałam, że bezchmurne niebo w zimie oznacza jednocześnie spory mróz. Bardzo mi się ta zależność nie podoba, bo klimatycznie ja jestem raczej stworzeniem środkowoeuropejskim z wyraźną pretensją do okolic śródziemnomorskich. Kontynentalne napływy niemiłosiernego mrozu, który wystawia na szwank zdolności grzewcze oraz dobrą reputację mojego gazowego pieca, bardzo mi nie w smak.

Jednak w tę niedzielę owemu błękitnemu niebu dałam się uwieść. Wrażenia pozostały jednak głównie we wspomnieniach. O robieniu zdjęć w tej temperaturze można jedynie pomarzyć.

Może jedno jedyne tu zamieszczę. I to takie, które przywołało mi w pamięci książkę, która wpadła mi w ręce z końcem lata.



Przeczytałam mianowicie "Kulturalny atlas ptaków" Michała Kruszony. Wbrew tytułowi  pozycja nie jest dziełem naukowym. Nie próbuje nawet w procencie do takiej kategorii pretendować.  Autor, muzealnik, historyk dokonuje wprawdzie zestawienia i opisów ptaków spotykanych w Polsce, robi to jednak w sposób luźny, nieusystematyzowany, według sobie tylko znanego klucza, bez naukowego zadęcia. Poszczególne gatunki opisuje w myśl zasady "czego nie wie, to zmyśli", przy czym robi to z dużym humorem, lekkim piórem i miłym dla czytelnika zaskoczeniem.

No i właśnie, żeby nie być gołosłowną...  widząc te żurawie na tle wieczornego nieba przypomniał mi się fragment o żurawiach z tej właśnie książki:
"Żurawie są najpiękniejsze w porannej mgle. Wyglądają wtedy jak ptasie katedry. Tworzą krzykliwą leśną straż, same, aby nie zasnąć w trakcie nocnego czuwania, stoją na jednej nodze, w drugiej, podkurczonej, trzymając kamień."

No to może jeszcze cytat z rozdziału  o orle:
"Naturalnym miejscem zamieszkałym w Polsce przez orły powinna być Orla Perć. Tatrzański grzbiet pomiędzy przełęczami Krzyżne i Zawrat charakteryzuje się tym, że rocznie spada z niego kilku turystów."

O gołębiach Kruszyna konkludował:
"Stosunek gołębi do dzieł sztuki jest zdecydowanie negatywny."







Ten ich nieprzyjazny stosunek z resztą obserwujemy na każdym kroku. Wenecja i Kraków to już wręcz sztandarowe przykłady. Przy czym stopień braku respektu wobec doniosłości geniuszu architektów i ludzi sztuki przez gołębie idzie w parze z brakiem poważania zakazu sprzedaży ziaren dla dokarmiających ptaki turystów w obrębie starówek najpiękniejszych miast. Tak więc mamy to trochę na własne życzenie. Choć władze niektórych pomniejszych dolnośląskich mieścinek próbują sobie z problemem poradzić.



No i że pozwolę sobie na koniec przytoczyć mój ukochany fragment z rozdziału poświęconego sójce (luźno tylko nawiązujący do wiersza "Sójka" Brzechwy):
"Bywały w Polsce epizodyczne eksperymenty edukacyjne. Rozprawiano się z twórczością pisarzy, usuwając ich utwory z kanonu lektur. Ministrowie edukacji wypowiadali się na ich temat w programach radiowych i telewizyjnych. O jednego z nich dowiedziałem się, że szkoła uwolniona zostanie od wierszy i książek Jana Brzechwy - Żyd i komunista, Bolesława Leśmiana - Żyd i kuzyn Brzechwy, Franza Kafki - Żyd, Witolda Gombrowicza - skłonności homoseksualne, do tego stworzył obrazoburczy obraz polskiej historii, Johanna Wolfganga Goethego - Niemiec i do tego mason."

Być może ten fragment wcale Was nie śmieszy (zakładam bowiem, że trudno zrozumieć kontekst z drobnego wycinka), we mnie jednak wywołał salwy śmiechu. Bo alergicznie wręcz nie lubię takiego sposobu myślenia, systemowego podejścia do różnych sfer naszego życia. A w tej dziedzinie (niestety) tkwimy jeszcze w  albo głębokim komunizmie, albo na przeciwległym brzegu - w krainie radiomaryjnej ortodoksji (vide żydomasoneria). Czyżby to jest więc śmiech przez łzy?



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz