Przed zimą zamieniono restaurację w iście geesowską pierogarnię z całym dobrodziejstwem inwentarza, czyli tandetnym wyposażeniem, ceratą na stołach, smrodem duszonej kapuchy oraz kartą dań powielaną na ksero i owijaną w foliową ofertówkę. Lawendowa knajpka zniknęła, zanim na dobre zdążyłam poznać jej obyczaje i zanim wyznaczyłam w niej swój ulubiony stolik. Kelnerskie zaplecze nie miało wystarczająco dużo czasu, aby obrosnąć w te wszystkie niepotrzebne przedmioty (widokówki od przyjaciół i klientów, kalendarze, reklamy browarów, telefony dostawców i inne śmieci), które tworzą wrażenie, że ktoś czuje się gospodarzem na tym odcinku świata.
Tuż przed zamknięciem udało mi się pstryknąć parę fotek, które właśnie (sprzątając pulpit komputera) odgruzowałam. Taką cichą mam nadzieję, że może jeszcze kiedyś ktoś porwie się z motyką na słońce i otworzy u nas świetną, cichą knajpkę z klimatem, z oryginalną, ale i bezpretensjonalną kuchnią. Zostanę wierną klientką.
Serdeczne dzięki za Wasze towarzystwo i ciepłe komentarze. Prowadzenie "starego" bloga w nowym miejscu daje ten łatwy start i bezpieczeństwo wynikające z poczucia, że część znanego i serdecznego towarzystwa przysiada się od pierwszej minuty. To miłe, budujące i mobilizujące. A nowe zakamarki cieszą świeżym powietrzem. Potrzebowałam tej zmiany.
A dziś to już wszystko. Wszystkim nam się przyda porządny sen. Dobranoc.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz