czwartek, 29 sierpnia 2013

I jedzie się dalej...

W ubiegłym roku Statystyczna Polka przeżyła dwa groźne wypadki rowerowe. 

W tym roku fruwała do rowu już wiosną. (Fruwanie to zaowocowało udokumentowaną tu, absolutnie cudowną wyprawą po niedźwiedzi czosnek.) Dziś zaliczyła darcie asfaltu. 

Te dwa ostatnie przypadki miały miejsce, bo za pierwszym i drugim razem  jakiś palant za kierownicą wielkiej  półciężarówki, ciężkiej jak słoń, zignorował ją jako użytkownika drogi i wymusił pierwszeństwo, albo zwyczajnie chciał staranować. A jakież ona ma szanse w starciu ze smokiem? No jakie? Przecież ona z miękkich tkanek złożona jest w całości, ta Polka...

I SP nawet nie życzy tym kierowcom źle. Nie pomstuje więcej, niż tylko przez chwilę, bo może oni się gdzieś śpieszyli. Tylko że tak się składa, że Polka się też spieszyła. 
Po światło. 
No i to światło dziś jej trochę uciekło - bo zanim się pozbierała z tego asfaltu, nim postękała, poużalała się nad sobą, sprawdziła czy jest cała i w jednym kawałku - trwało to i trwało.

Był jednak i plus tej całej sprawy. Jak wiadomo, SP używa tylko jednaj przerzutki w rowerze. Po pierwsze - uważa, że dwie przerzutki to zbytek łaski, bo nie ogarnia nawet tej jednej. A po drugie - że się jej  ta nieużywana zblokowała. Nie chciała się przestawiać. Po upadku się naprawiła sama. Ta-dam... 
No to SP pomyślała, że jednak na darmo była kształcona na renomowanej technicznej uczelni i zdobyła nie byle jaki inżynierski tytuł. Teraz SP już wie, bo przećwiczyła w praktyce, że techniczne umiejętności nic nie znaczą, bo wystarczy się spektakularnie  i umiejętnie wypieprzyć, aby sobie przerzutkę samodzielnie wyregulować. 

Bez łaski, chłopcy!!!

Ale wypadek wypadkiem, a zdjęcia porobić trzeba było. Wsiadła więc Polka na koń i dopięła, co zaplanowała. Żałuje tylko, że rozorała sobie kolano, bo miała jechać w krótkiej hipisowskiej sukience na koncert. 












Coś się jednak Polce wydaje, że poprzez kolejny wypadek na tym rowerze  Ktoś-Z-Góry chce Polce coś powiedzieć. Na przykład, żeby Polka przestała jeździć, bo to zaczyna być dla niej sport ekstremalny.

Więc jak się SP wkurzy, albo obrazi - obojętnie - to wystawi grata na Allegro. Sprzeda go w licytacji od złotówki. W opisie aukcji dołączyłaby jeszcze zdjęcia stłuczonego tyłka - ten jednak nie będzie na sprzedaż.

Póki co jednak, sfatygowana merida śpi  spokojnie. Wie, że Polka wygraża tylko i że tak naprawdę ją kocha i ma do niej dużo cierpliwości... A jak będzie potrzeba, to i przytuli, pocieszy.  Że razem tworzą zgrany duet... Że obie są kobietami po przejściach. To łączy.

Póki co jeszcze, Polka patrzy, jak by to kolano obandażować, żeby jutro znów na trasę wyruszyć.  W końcu nie będzie  żaden kierowca półciężarówki rozstawiał ją po kątach i mówił, kiedy i gdzie jej wolno jeździć. No! Tylko, że przy tej okazji żartobliwe motto Polki "Jak żyć w męskim świecie i nie dać się zabić" zaczyna być przerrrrażająco realistyczne.




5 komentarzy:

  1. Świetnie oddany tragizm sytuacji, aż się popłakałam... ze śmiechu :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Rany... ale nie daj się zabić, co? Bo mi smutno będzie bez czytania Ciebie!!!
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Stanowczo! Bez łaski chłopcy! I tego się będę dzisiaj trzymać, bo baaaaaardzo pasuje do okoliczności :-) Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  5. Wypadek wypadkiem /dobrze, że tylko tak się zakończył/, ale zdjęcia piękne wyszły.

    OdpowiedzUsuń