Dzień w moim mieście wstaje przy niezmiennym akompaniamencie warkotu śmieciarek, nawoływań przychodzących wcześnie do pracy cukierników i pisku opon na brukowym bruku. Gdyby miasto było większe, tę muzykę dopełniłyby zapewne jeszcze odgłosy tramwajów. Te jednak majaczą gdzieś jedynie w moich wspomnieniach, gdy lata studiów spędzałam jeszcze w samym centrum Wrocławia. Wszystko inne - polityka, Euro 2012, budowa autostrad, katastrofy drogowe - pozostają gdzieś z boku przyrzucone pociętymi kawałkami materiałów mających obsłużyć zaplanowane na dziś projekty.
Sobota daje ten luksus, że nie trzeba wstawać o konkretnej godzinie. Można pobyczyć się w łóżku chwilę dłużej i bez zerkania na zegarek wykonywać wszystkie poranne czynności przestawiając organizm na wolniejsze obroty. Choć gdzieś tam z tyłu głowy już kołacze się myśl, że trzeba nadrabiać zaległości.
Dziś jest wreszcie taki dzień, kiedy mogę z zadań wielkoseryjnych przesiąść się na zamówienia indywidualne. Te z kolei smakują mi jak smaczny koktajl po miesiącach bezmlecznej diety. I dobrze. Należy mi się!
rewelacja :)
OdpowiedzUsuń