czwartek, 12 lipca 2012

Pobudzanie wzroku i łaskotanie wyobraźni

W pracy ostatnio nie dzieje się nic, co mogłabym tu zaprezentować. Rowerowo i kondycyjnie  również nie poruszam się do przodu, tak jak to być powinno, mając na względzie, że wyjeżdżam już za tydzień w największą i prawdopodobne najtrudniejszą wyprawę w swoim życiu. A to wszystko dlatego, że przez cały tydzień uczęszczam na kurs literacki. Pewnie nie nauczę  się na nim biegle i kwieciście pisać, i w dalszym ciągu będę w tej dziedzinie błądzić po omacku, ale ponieważ inicjatywa zorganizowania tego kursu powstała w Kościele Pokoju, z którym od lat czuję się ściśle związana, postanowiłam wziąć w nim udział.

Na społeczność, która skupia się wokół tego miejsca, składają się dość oryginalne indywidua i zapaleńcy. Większość z nas do Kościoła nie należy, a jedynie podejmuje artystyczne wyzwania, zgłębia problematykę UNESCO*, lub po prostu lubi barokową muzykę i sztukę. Niekiedy też o obecności w tym miejscu decyduje fakt, że ktoś dobrze czuje się w cieniu kilkusetletnich drzew. Ale nie o ludziach chciałam tu dziś mówić.

Celem tego "kursu" ma być stworzenie wirtualnego słownika haseł związanych z całym Placem Pokoju. Definicje pojęć mają być tworzone w oparciu o osobiste odczucia uczestników i w końcowym efekcie złożyć się na subiektywny przewodnik po tym czarownym miejscu.

Przez kolejne dni próbowano na różne sposoby wpłynąć na  nasze emocje. Nie ukierunkowywać ich, a jedynie otworzyć głowę i zainspirować. Drugiego dnia pobudzano nas słuchowo. Wysłuchaliśmy wykładu o muzyce barokowej,  pogadanki o budowie i historii okazałych organów oraz krótkich muzycznych utworów. Stąd takie zdjęcia wczoraj.
Ale pomimo, że muzykę kocham niemalże w każdej odmianie (no, może jedynie poza jazzem granym na serio i z trąbkami), słuch to chyba jednak nie jest mój najważniejszy zmysł. Bo tym dominującym okazał się wzrok.

Pokażę więc kościół widziany moimi oczami. Fotografowany z perspektywy parteru (udostępnianej zwiedzającym), jak i  widziany z poziomów, na jakie wpuszczono nas w drodze wyjątku. Tam nie zajrzą turyści.  Mam nadzieję, że się Wam taka wycieczka spodoba:)








Oprócz "oczywistych oczywistości", w które zwykle wycelowują swoje obiektywy turyści i fotograficy, moją uwagę przykuły niezliczone schody - prawdziwy labirynt, który z powodzeniem mógłby posłużyć za scenografię do kolejnej mrocznej opowieści Umberto Eco.









No i oczywiście nie pozostałam obojętna na detale, choć w tej ich powodzi trudno skupić na czymś konkretnym uwagę. Gdy postało się w miejscu dłużej niż chwilę, można było zauważyć, jak snycerskie popisy pląsały sobie z przesuwającym się słońcem. Cudne widowisko:)




___________________
* Pisałam o problematyce UNESCO, bo Kościół Pokoju przed przeszło dziesięcioma laty został wpisany na listę światowego dziedzictwa kultury UNESCO, z czego jesteśmy (jako świdniczanie) szczególnie dumni.  Od tego czasu zabytek ten na jednym wdechu bywa wymieniany w towarzystwie egipskich  piramid,Akropolu, Wersalu i praskiej Starówki:)))

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz