Jestem naznaczona genetycznie architekturą. I miłością do niej.
Moi obydwoje rodzice i duża część rodziny w ten czy inny sposób są w architekturę i budownictwo zawodowo zaangażowani. Ja - tylko mentalnie i w zupełnie odmienny sposób. Mnie ta dziedzina interesuje jedynie od strony estetycznej i z rzadka również użytkowej. Zupełnie obojętne mi są techniczne, zawiłe zagadnienia, choć rozumiem pojęcia, które wymienia się przy stole.
Moje upodobania biegną zwykle w kierunku przeciwnym niż powinny biec kierując się rozsądkiem. Siatkówka w moim oku jest najbardziej wrażliwa na odpadający tynk, przebarwienia na elewacji i wypaczone okna. Lubię obiekty niedoskonałe i takie, o których można powiedzieć, że zjada je czas. Przedkładam dziurę w ścianie nad wypieszczoną do bólu elewację z mineralnym tynkiem, omszały murek nad podmurówkę z superdrogiej klinkierówki i odlatujący kit okienny nad czterokomorowe profile z PCV w śnieżnej bieli.
Ale zdarza się, że mijam obiekt nowo postawiony, nowoczesny, niewyszukany i minimalistyczny w formie, na widok którego przystanę i pomyślę "o, jaaaa cię!"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz