poniedziałek, 12 marca 2012

Stek bzdur, stos stereotypów i kłopoty z deszczem





Od rana nic tylko szarość, wilgoć i mgła. Mgła, wilgoć i szarość, i tak w kółko. Moje podwórko z błockiem po kolana, z zagrzybiałymi ścianami, z mini ogródkiem straszącym gołą ziemią i tabunami zamokniętych kotów ocierających się o  brudne samochody, mogłoby służyć za scenografię do horroru. I to bez charakteryzacji.

Tak jest już od tygodnia. Nawet jeśli na chwilę wyjdzie słońce, to i tak za moment przesłonią go ciężkie chmury. To nie wróży nic dobrego. Żadnej obietnicy doświetlającego spaceru.




Wieczorami doświetlam się więc halogenową żarówką, czytając "Najlepsze opowiadania Ms Sweeney's" pod redakcją Dave'a Eggersa, tom I.
Tomiszcze, jak informuje autor w przedmowie, zawiera zbiór opowiadań różnych autorów, odrzuconych z druku w poczytnych literackich periodykach amerykańskich o tematyce literackiej. Fakt ich odrzucenia przez wydawców, zdaniem Eggersa, nie umniejsza ich wartości. Postanowiłam uwierzyć temu panu i oddać w jego ręce (i gusta) kilka swoich wieczorów.






Opowieści rzeczywiście są różnorakie. I pod względem jakości, i stylu, i treści.  Przedstawiają dzieje minione i teraźniejsze,  opisują stosunki damsko-męskie, damsko-damskie, męsko-męskie, o różnym stopniu spowinowacenia, zawodowej zależności, zaprzyjaźnienia, wzajemnej niechęci, a nawet dominacji. Ciekawy jest ten koktajl ludzkich przemyśleń, uprzedzeń i skłonności do tworzenia reguł z wydarzeń, które dopiero wkradają się w czyjeś życie.  Kolorytu i pikanterii dodaje zróżnicowany język. Ten zbiór jawi mi się więc jak barwny patchwork poskładany z niedokładnie przyciętych i niekoniecznie pasujących do siebie skrawków jakiejś materii. Bardzo lubię patchworki.


Jakiś cytat na zachętę? 
Może o tym, jak nas (czyli kobiety) widzą mężczyźni...

"Faceci są ostatecznie po prostu facetami, a dziewczyna to czasami tylko gest bladego przegubu, nagły ruch biodra czy garść czarnych włosów opadających na piegowate czoło. Nie chodzi mi o to, że dziewczyny naprawdę są tylko tym. Chodzi mi o to, że czasami wydają się tylko tym, a wszystkie te drobiazgi (pieprzyk, pąs na twarzy) to haczyki, czekające, by cię wyrwać z wody.  (...) Jasne, jasne,  wszystkie kobiety mają też  kulisy. Pokrętne jak labirynt, z wieloma pokojami, jasne, jasne. Ale przychodzisz obejrzeć przedstawienie - i tyle."  

No, to tyle chcą w nas widzieć panowie, jak się wydaje po przeczytaniu lektury. Ładną witrynę z rzędem słodyczy w szklanych słojach, ze świetlistym neonem "Open 24 hour" i napisem naniesionym sprayem "Wyprzedaż, ceny symboliczne".  Mam nadzieję, że ta myśl odpadnie ze mnie do jutra, jak zawilgotniały tynk ze ściany naprzeciwko:)

Obraza pobrzmiewająca w tej części wpisu jest oczywiście udawana i mocno pędzona sterydami. Moje rezerwuary poczucia humoru i dystansu do radykalnych poglądów są w lepszej kondycji niż powyższy komentarz mógłby na to wskazywać. Fragment wydał mi się jednak ciekawy. Zarówno z powodu tego, że tak nas widzą mężczyźni w rzeczywistości (nie obrażając tych panów, którzy jednak - w przypływie swojej niepoczytalności - po korytarzach naszej duszy mają ochotę się czasem pokręcić). I to nie jest żaden stereotyp, a prawa natury w najczystszej postaci. Oraz z powodu takiego, że same na siebie ten bat kręcimy, skrupulatnie i z premedytacją. Z lubością kryjemy się w stertach koronek i szyfonów, ogłaszając każde  swoje nadejście stukotem szpilek po bruku i trzepotem wyczernionych rzęs. Ot co, same robimy to przedstawienie. Dla swojej i cudzej przyjemności.

I obyśmy nie ustały w biegu... bo nastanie długa era lodowcowa. A panom z nudów i niedoboru emocji będą przychodzić do głowy kolejne prawa fizyki, aksjomaty w matematyce  i prawidłowości z innych jeszcze dziedzin wiedzy, przez co trzeba będzie drukować wciąż to  nowe podręczniki.

I tym oto feministycznym*  akcentem żegnam się z Wami  w ten zgniły poniedziałek. Jutro będzie przecież  nowy dzień.



*akcent może okazać się jednocześnie akcentem antyfeministycznym. Zależy jak na to spojrzeć.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz