Wiecie, że dziś jest taki właśnie dzień? Że niby statystyce poświęcony?
Włączam codziennie rano trójkę i daję się ponieść tej "okazyjnej" paranoi. Dzień kota, dzień kobiet, dzień statystyki...
Ale to trochę taki mój dzień. Tak trochę. Nawet bardziej niż trochę. Bo ja od czasów, których moja pamięć niestety nie obejmuje, mam obsesję liczenia wszystkiego. Obsesja ta przybiera szczególnie drastyczne formy, gdy podejmuję się wykonania hurtowego zlecenia. To znaczy mam tu na uwadze takie zamówienia, które obejmują wykonanie jednego rodzaju wyrobu w ilości np. tysiąca sztuk. To już jest jakaś liczba, którą można sobie przeliczać wzdłuż i w poprzek. Robię więc (dajmy na to) woreczki z lawendą i liczę w myśli (lub co gorsza głośno), że wykonałam jednego dnia trzysta sztuk, z czego zajęło mi to pięć godzin. W miedzyczasie oczywiście kilka razy się pomylę, więc liczę od początku. Nie ma miejsca na błąd, chociażby statystyczny, gdy dusza czuje się wewnętrznie zaniepokojona, czyli osiąga stan, który mój dawny wykładowca analizy matematycznej ze studiów zwykł opisowo nazywać: "No i teraz mamy klasyczny przykład związku prostytucji z muzyką. Coś tu k**wa nie gra." A no nie gra, trzeba się skupić i policzyć od nowa.
Teraz robię na przykład to:
Zamawiam mydła serduszkowe, liczę...
Tnę organdynę, liczę... tnę wstążkę, liczę... szyję woreczki z organdyny, liczę...
W sumie to ja mam nawet gorzej, niż ta teściowa z anegdoty, bo ona na nóż nadziewała się zaledwie trzynaście razy. Chyba że są inne wersje, o których nie wiem.
A co do swojej osoby... mam nadzieję, że jednak pomimo pewnych odchyleń, w pozostałych dziedzinach życia nie odbiegam statystycznie od normy i nie jestem błędem matematycznym. A przynajmniej w jednej kwestii jestem statystyczna do bólu: "Nic się nie da zmienić: statystycznie wypada jedna śmierć na jednego człowieka". (Krzysztof Mętrak)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz