Turkus niesie w sobie jakąś świeżość i lekkość. Obojętnie w jakim przedmiocie jest zamknięty, pachnie wakacjami. Toskanią. Prowansją. Chorwacją. Że o greckich wyspach już nie wspomnę.
Wymienione wyżej nacje potrafią robić niezły użytek z wiedzy o tym, jaki wpływ na nasze nastroje ma ten kolor. I jaki wielki ma w sobie magnetyzm. A my, niczego nieświadomi turyści, podróżnicy etc., w najlepszym dla siebie i jednocześnie najgorszym dla tubylców przypadku wycelowujemy w niebieszczące się przedmioty, fatałaszki, okiennice i elewacje obiektywy naszych aparatów i kamer.
Ale tubylcy na chwilę tylko wstrzymują oddech, bo my koniecznie, ale to naprawdę koniecznie musimy zaraz mieć coś niebieskiego. Coś w kolorze tego nieba, które w tamtych stronach prawie nigdy podczas wakacji nie zawodzi. Interes ubity, każdy jest zadowolony:)
Ba, chcemy również wąchać i jeść Niebieskie. Ale jeśli już nie zjeść samo Niebieskie, to przynajmniej z niebieskiego naczynia. Jest w tym coś doprawdy mało przyzwoitego.
Dlatego dziś również u mnie się nieco niebieszczy. Pogoda rehabilituje się z rozmachem za zimny początek kwietnia, kiedy to kolor naszego lokalnego nieba można było raczej skojarzyć z pleśnią w serze Lazur, niż śródziemnomorskim błękitem. Bez zażenowania więc pofolgowałam sobie, mając cichą nadzieję, że ktoś podzieli moje sympatie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz