środa, 5 września 2012

Liryka, liryka...


Dlaczego  lubię poezję? Bo czasem krótka, skondensowana treść powie więcej niż opasłe tomy fachowej literatury. Bo pisząc wiersze słowa należy ważyć, dobierać tylko te (albo głównie te), które mają długą żywotność. I cieszę się, gdy poeta rozumie i respektuje tę zasadę. 

A kiedy ją lubię? Gdy sobie nie radzę z emocjami. Gdy potrzebuję nazewnictwa. Gdy czuję pewien stan, ale nie potrafię go nazwać.  Wtedy takie wiersze  albo pomagają mi zapomnieć, albo wręcz przeciwnie - powodują, że jeszcze głębiej się w siebie zapadam. Rodzaj samobiczowania w ciszy przed światem.  

Oni chodzą dookoła. Pytają. Ja wzruszam ramionami i odpowiadam: "A nic, słucham sobie tylko".
Oni mają czyste sumienie. Ja mam mieszane uczucia. Bo z jednej strony chciałabym, żeby ktoś drążył temat, z drugiej strony nie potrafię o tym mówić. Mam nadzieję, że ta poezja, którą słychać w tle, to kod uniwersalny i że przecież wszystko wiadomo. 

Ale nie ma kodów uniwersalnych. Dla każdego ten sam tekst znaczy co innego. W zależności czy jest własnie rybą, czy ptakiem. 




Masz do skrzydeł 
przywiązaną złotą rybę
jeśli ty odfruniesz
serce jej przestanie bić

słuchaj ptaku
w klatce nie jest ci najgorzej
źle jest wtedy
kiedy nie chce się już żyć

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz