piątek, 14 września 2012

"Późno" jest o wiele lepsze niż "nigdy"

Przeczytałam powieść.
Ja ją nawet bardziej pochłonęłam, niż sączyłam. A na koniec jeszcze utopiłam się w tym smutku, który ze sobą niósł każdy jej rozdział.
Mowa o "Lektorze" Bernharda Schlinka.

Kilka miesięcy temu obejrzałam film i choć zwykle wolę poznać historię w odwrotnej kolejności (najpierw książka, potem ekranizacja), to tym razem przez zupełny przypadek, zrobiłam odstępstwo.

Po przeczytaniu lektury o żaden szczegół nie jestem bogatsza - niczego więcej się nie dowiedziałam - żadnych szczegółów, żadnych wątków więcej niż na ekranie. Fakty sfilmowane zgodnie z książkową dokładnością i chronologią.  I nie będę tu obydwu dzieł porównywać, bo obydwie wersje były równo udane.

Dziś skupię się na TYM smutku.  A potem na TEJ nadziei.

Historia opowiada o trudnym i złożonym uczuciu, jakim piętnastoletni Michael, uczeń niemieckiego gimnazjum obdarzył trzydziestosześcioletnią kobietę. W powojennych Niemczech spotykali się codziennie w jej mieszkaniu. Po serii miłosnych igraszek chłopak odczytywał kobiecie fragmenty klasycznych lektur. Z tych dwóch elementów stworzyli swój tajemny i wzajemnie satysfakcjonujący rytuał. 

Pewnego dnia kobieta znika.

Ponowne spotkanie dwojga odbywa się po kilku latach na sali rozpraw, na której sądzeni są zbrodniarze wojenni. Kobieta (jak się okazuje - nadzorczyni obozu koncentracyjnego) zostaje poddana konfrontacji z prawem (po stronie prawa m.in. młodzian - obecny student prawa).

Hanna zostaje osądzona i skazana na dożywocie. Przyjmuje na siebie winy, których nie popełniła lub  popełnienia nie była świadoma. Do części przewinień przyznaje się również z powodu swojego analfabetyzmu. Upośledzenie to jest dla niej rzeczą najbardziej wstydliwą i skrywaną ze wszystkich tragedii, jakie w życiu ją spotkały. Michael odkrywa jej ułomność. Boryka się z ogromnym dylematem, czy pomóc byłej kochance wyjść z impasu częściowo obronną ręką (musiałby wtedy ujawnić jej upośledzenie), czy też pozwolić, aby winy okupiła pokutą niewspółmierną do przewinień, zachowując przy tym prawo do własnej godności.

"Die Qual der Wahl" (męka wyboru) - mówią o takich sytuacjach Niemcy. I męka ta oddana jest w książce z prawdziwą soczystością. I to ona właśnie napawa tak dużym smutkiem - to szamotanie się, ta niepewność, które rozwiązanie jest prawidłowe. Jak obliczyć zyski i straty? I czy w ogóle można za kogoś podejmować takich wyborów?  A jeśli nawet się zaryzykuje i decyzję podejmie, może się okazać, że zrobiło się to za późno.


Cytaty? A proszę bardzo:

"Byłem smutny z powodu spóźnień i błędów w życiu tak w ogóle. Myślałem, że jeśli przegapi się właściwy czas, jeśli  za długo się samemu przed czymś wzbrania, jeśli za długo się czegoś komuś odmawia, potem przychodzi to zawsze za późno, nawet jeśli prośba kosztowała dużo wysiłku i przyjęto ją z radością. A może "za późno" w ogóle nie istnieje, może jest tylko "późno", a "późno" jest o wiele lepsze niż "nigdy"? Nie wiem."

"Warstwy naszego życia leżą tak gęsto jedna na drugiej, że w tym, co później stale nas spotyka, jest coś, co było wcześniej, i co nie jest zakończone i załatwione, ale współczesne i nadal żywotne."






To wszystko  każe mi podjąć próbę dokonania rachunku we własnym sumieniu: ile rzeczy w życiu zaniechałam; ile odłożyłam na bliżej nieokreślone kiedyś; w ilu sytuacjach bałam się podjąć decyzję; ile razy podjęłam ją niezgodnie z własną wolą; ile razy pozwoliłam decydować za siebie; ile razy nie uwierzyłam w czyste intencje; i czy jestem z tym szczęśliwa czy nie.

Dylematów w ilościach hurtowych na najbliższe dwadzieścia lat do przodu...

Jedno jednak mnie zbudowało. Niesamowicie!!!
I  będę się tej prawdy w życiu trzymać kurczowo:

"PÓŹNO" JEST O WIELE LEPSZE NIŻ "NIGDY".

Amen





18 komentarzy:

  1. Czasami jednak coś mija bezpowrotnie i jest wtedy za późno nawet na "późno" ... i wtedy "późno" staje się "nigdy"

    OdpowiedzUsuń
  2. "Nigdy" powstaje tylko w naszej głowie. Można to odczynić. Chyba, że się już nie chce.

    OdpowiedzUsuń
  3. "Jest już za późno ...". Nie ma takich czarów które potrafią odczynić wszystko, bo "nigdy" to tylko słowne wyrażenie blizn w naszej głowie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Są rzeczy , których odczynić się nie da i takie , które mijają bezpowrotnie i nie zabliźniają się nigdy ... są takie, które zostają w naszej głowie i sercu na zawsze i bolą lub cieszą tak samo ... pewne trzeba mocno przeżyć, żeby zrozumieć ... a pewne trzeba tylko czuć, bo nie zrozumiemy ich nigdy

    OdpowiedzUsuń
  5. http://www.youtube.com/watch?v=zDD4ELz2ZDY

    OdpowiedzUsuń
  6. Jakby nie miało być,
    Lepiej stracić niż nigdy nie mieć nic
    Nawet gdyby przez chwilę mogło trwać
    To niech się stanie...

    OdpowiedzUsuń
  7. To dwie rózne rzeczy stracić na własne życzenie i nie móc posiadać...
    Jesteśmy ubodzy nie posiadając szczęścia i miłości , ale jesteśmy głupcami rozmieniając małe chwile szczęścia i miłość na drobne i czyniąc z nich sport ekstremalny ...
    rachunek sumienia i żal za grzechy czasami jest zbyt późny, by odczynić czary i bywa, że nie zdążymy powiedzieć jak mocno kochamy ...zanim jest już za późno

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do tego nic nie trzeba dopowiadać. Zgadzam się.

      Usuń
    2. Czasem jednak trzeba uszanować, że druga osoba swoje szczęście widzi w innym miejscu. Nie zawsze nam się to podoba, dlatego staramy się narzucić komuś własne szczęście, mając nadzieję, że ktoś przyjmie nasze szczęście za własne. Czasem jednak w tym pędzie ku szczęściu znika nam z pola widzenia szczęście tej osoby, którą chcemy za wszelką cenę uszczęśliwić. To się nazywa "złota klatka".

      Usuń
    3. Narzucanie swojej woli jest złem tak jak wybieranie "szczęścia" przez powodowanie cierpienia innym. Jedno i drugie jest podłe.

      Usuń
    4. Owszem, gdyby wybór nie był trudny, nie warto byłoby pisać o tym książek. Nie wywiązałaby się również ta dyskusja teraz.

      Usuń
  8. każdy ma wolną wolę i rozum ... są klucze nawet do złotych klatek ....
    sęk w tym , żeby mieć odwagę wziąć odpowiedzialność i nie ranić innych

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nasza wola czasami jest ograniczana i to nie przez tych co tworzą "złote klatki". Tą wolę ograniczają ludzie którzy w chwilach naszej słabości wmawiają, iż ich sposób na życie jest "jedynie słuszny". A gdy jesteśmy słabi bezrefleksyjnie ulegamy takim podszeptom.
      ps. "Anonimowy" myślisz tak jak ja. Tak, każdą klatkę można otworzyć, ale ... :)

      Usuń
    2. A sama "złota klatka" komu ma niby służyć? Bo chyba nie tej osobie, dla której jest przeznaczona? I już chyba samo to ma niewiele wspólnego z pozytywnymi uczuciami. Bardziej chyba z poczuciem własności, zachłannością, potrzebą dominacji, wymaganiem miłości bezwzględnej. Ja nie widzę w tym nic pozytywnego. Wolę nie uczestniczyć w uczuciu, do którego muszę znajdować klucz, żeby się wymknąć.

      Usuń
    3. Ale przecież sami wchodzimy do tych klatek mamieni gratyfikacją w postaci uczuć .... czyż to nie desperacja dwóch stron tworzy "złote klatki" ... i dlaczego widzimy te, które tworzą dla nas inni, ale nie widzimy tych, które sami tworzymy?????

      Usuń
  9. On ją tak pięknie kochał ... czysto i bezinteresownie ... czytał jej z taką czułością ... a ona odeszła niby dla jego dobra .... i nawet w celi czytał jej z tą samą namiętnością - mimo, że nie robił tego osobiście... niektórzy robią to, bo tak mają ... za nic i pomimo wszystko

    OdpowiedzUsuń
  10. To nawet nie chodzi o to, że jej czytał, bo ją kochał. On ją kochał, więc jej nie zdradził, nie wydał sekretu, wybrał to trudniejsze rozwiązanie. W pewnym sensie nawet ja wyzwolił. To sztuka kochać i nie zamknąć w tej miłości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale wielką sztuką też jest rozumieć miłość innych i potrafić ją odwzajemnić ... miłość ogólnie jest sztuką i to trudną

      Usuń