poniedziałek, 5 listopada 2012

Złota pięćdziesiątka

Wczoraj był wielki dzień: oglądałam telewizję!
Powód dla tego incydentu był również wielki: pięćdziesiąte urodziny Trójki.
Tej radiowej!
Tej mojej!
Tej ukochanej!

Siedzę więc sobie dziś i myślę, jak bardzo to radio wpływa na mnie. Jak mnie bawi, jak mi rozszerza horyzonty, w jaki sposób i  do czego  inspiruje, jak uświadamia, jak wzrusza, jak ośmiela...

No więc jak mnie bawi?
Poprzez satyryczny komentarz rzeczywistości. Absolutnym mistrzem w tej dziedzinie jest Piotr Bukartyk, który w każdy piątkowy poranek przychodzi z tekstem, który niejednokrotnie jest komentarzem wydarzeń z ubiegłego tygodnia.



Bawi też przez odpowiedni dystans do siebie, jaki wykazują niejednokrotnie trójkowi dziennikarze.
W pamięci przywołuję chwilę, gdy na antenie powiedziano, że na stronie internetowej Trójki można obejrzeć zdjęcie Piotra Barona w stroju Adama.  Po takim dictum nie było chyba słuchacza, który nie zechciałby zobaczyć tego na własne oczy. I to najlepiej natychmiast. Strona powiesiła się raz-dwa wskutek pandemii wejść ciekawskich słuchaczy, więc ja swoje spotkanie z Baronem w stroju adamowym mogłam odbyć dopiero trzy dni później. Do dziś śmieję się do rozpuku, gdy patrzę na tę fotografię.
Śmieję się przy rozmowach telefonicznych na linii Kuba Strzyczkowski (Polska) - Marek Wałkuski (Waszyngton). W ich plan napadu na bank czuję się osobiście zaangażowana. Gdy nauczę się dziergać na szydełku, własnoręcznie zrobię im kominiarki:

No a inspiracje???

Że wspomnę tylko o tych ostatnich, najświeższych:
zauroczył mnie Etgar Keret - jego zwariowane opowiadania oraz najwęższy dom świata, który powstaje w Warszawie;
zawarłam bliższą znajomość z wydawnictwem "Carta blanka". Zaczęło się od wieczorów przy "Lalkach w ogniu". No i poszło... Obecnie czytam kolejną książkę tej podróżniczej serii i cieszę się, że końca kolekcji  nie widać;
podobają mi się rozmowy z twórcami muzyki - kompozytorami, wykonawcami, menagerami zespołów. Ostatnio moje uczucia posłałam w kierunku Grzecha Piotrowskiego i jego World Orchestry. Pan Grzech jest dyrygentem, skupia wokół siebie instrumentalistów  i wokalistów z całego świata. Tworzona przez nich muzyka jest muzyką improwizacyjną. Ale jaką???!!! Trzeba posłuchać. I należało słyszeć, jak on o tym opowiada.
O Idanie Raichelu chyba już wspominać nie powinnam, bo było tu już sporo o nim. Fascynacja tym artystą zaczęła się w audycji "Muzyczna sjesta". Na jego koncert pojechałam do Berlina... Pożyczonym samochodem!!!

Jak Trójka mnie uświadamia? Dużo można by pisać. Ostatnio na przykład zanotowałam sobie zdanie, jakie usłyszałam na antenie:

"Rozczarowania należy palić, a nie balsamować. Natomiast smutek trzeba w sobie organizować i nim zarządzać."

Nie wiem jeszcze, jak tego dokonać, jak przyswoić i wdrożyć te wiedzę. Podoba mi się jednak na tyle, że zamierzam to mądre zdanie w swojej głowie przepracować.

A wzruszenia?
Codziennie - przy okazji redaktorskich zachwytów nad słowem i nutą; za czynienie najważniejszym newsem dnia wydarzeń ważnych dla pojedynczego słuchacza; za publiczne witanie nowych odbioirców (tych  świeżo narodzonych, o czym donoszą świeżo upieczeni rodzice). Ale chyba najbardziej wzruszam się podczas grudniowych licytacji przedmiotów (licytacje na rzecz dzieci z rodzinnych domów dziecka). Płakałam ze śmiechu i wzruszenia dwa lata temu, gdy  "NIC OD WAŁKUSKIEGO" wylicytowano za tysiące złotych. Płakałam i rok temu, gdy za podobne kwoty licytowano "COŚ OD WAŁKUSKIEGO" oraz "COŚ INNEGO OD KOGOŚ INNEGO". Kto słuchał, ten wie... Do tegorocznych licytacji aż boję się przysiadać.

Osobiste  koneksje?
Pamiętam, gdy pewnego dnia urwałam się z imprezy i biegłam do domu, aby zdążyć  na wieczorną audycję poświęconą blogosferze. Zaproszony został pisarz i badacz (Philippe Lejeune), który dokonał próby porównania jakościowego dzisiejszych blogów z dawną działalnością pamiętnikarską. Wysnuł tezę, że teksty drukowane w formie pamiętników pisanych miały nieporównywalnie wyższą jakość  w porównaniu z dzisiejszymi blogowymi publikacjami. Pozwoliłam sobie wyrazić sprzeciw na antenie. Poparłam argumentami. Wypowiedź przypadła do gustu prowadzącemu audycję. Czy się autor tezy z moimi argumentami zgodził, czy nie, tego niestety nie dane mi było się nigdy dowiedzieć. Pamiątką po tym doświadczeniu jest książka tegoż pisarza pt. "Drogi zeszycie... Drogi ekranie", która przyszła z redakcji.  Kopertę z pieczątką Trójki przechowuję w kufrze ze skarbami do dziś.


9 komentarzy:

  1. a skąd ta fascynacja Trójką????

    OdpowiedzUsuń
  2. A powyżej wymieniane powody to mało? To dodam jeszcze, że pewnie również dlatego, że Trójka jest inna niż Zetka, RMF, ESKA i dziesiątki innych, których - gdyby wyłączyć ich autoreklamy - nie odróżnilibyście od siebie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ale od zawsze masz takie "parcie" na Trójkę?

      Usuń
    2. Nie wiem dokładnie, kiedy to się u mnie stało, ale chyba już w liceum, gdy nagrywałam audycje Beksińskiego na kasety, czyli ohohoho... jak dawno temu. Bo to jest jak z każdą miłością. Nie pyta się jej skąd przychodzi, ani po co. Po prostu należy się cieszyć, że przyszła. Bo mogła nas ominąć.

      Usuń
    3. wow , ale bywa, że miłość tak szybko i cicho odchodzi jak przyszła... to widzę, że Ty stała w uczuciach jesteś
      Tylko pozazdrościć
      K

      Usuń
    4. nie, to interpretacja własna, zwana subiektywną :) dla mnie i tak jesteś NAJ :)

      Usuń
    5. Nie wiem, kim jesteś, ale powinna to przeczytać moja mama:)))

      Usuń
  3. to daj Jej to przeczytać, uwierz wiesz kim jestem :)

    OdpowiedzUsuń