Idzie sobie, idzie...
Myśli sobie i myśli...
Do domu ma kawał, więc nawet jeśli w piątek po pracy myśli jej się powoli i z oporem, to w trakcie tej długiej drogi jakaś tam myśl się urodzi... jakaś okazja trafi... a nuż.
No i trafia się, jak ślepej kurze ziarno, pijak, który wisi na rynnie na jej ulicy. I to nie byle jakiej rynnie - na zabytkowej, miedzianej - takiej, na jakich na złomowisku można nieźle się obłowić. I złość bierze statystyczną Polkę, bo pijaczkowie wszelkiej maści z rwania rynien w okolicy uczynili sobie dyscyplinę narodową.
Ale Polka nigdy nie zostaje obojętna w takich przypadkach. O nie! Pomimo, że jest zmęczona, ma obydwie ręce zajęte siatami z surowcem na następne zajęcia, dobywa telefon i dzwoni zgodnie z instrukcją i dyrektywą UE na numer 112, aby sprawę wandalizmu zgłosić. I, kurna, jeszcze się nigdy nie zdarzyło, aby Polkę połączyło tak, jakby chciała, czyli, że jeśli Polka chce zgłosić pożar, to łączy ją ze strażą, a jeśli miejską demolkę to z policją. Nie! Łączy przypadkowo. System zawsze musi się na Polce odegrać i pokazać jej, gdzie ma jej obywatelską postawę. Kobieta zobligowana jest więc gadać najpierw ze strażakiem, ten z kolei dopiero przełącza ją do policji, a ona musi łuszczyć temat jeszcze raz. A czas leci... A rynna wisi ostatkiem sił... A w polskiej głowie lęgną się złe myśli, że może by sprawę olać, udać, że się nic nie widzi i przemknąć do domu, zamknąć za sobą drzwi i mieć święty spokój. Ale ona nie! Ona musi być, kurna, nadgorliwa!
Pan policjant mówi, że sprawę przyjmuje i żeby tam przez chwilę tego pijaczka czymś zająć, powiedzieć mu, żeby przestał rwać te rynny, do czasu, aż patrol przybędzie z odsieczą.
A ponieważ statystyczna Polka jest już w piątkowy wieczór tak zmęczona, że z myśleniem logicznym jest jej nie tak znowu po drodze, to postanawia wyjść propozycji policjanta naprzeciw.
Przechodzi na drugi chodnik i zachowując bezpieczną odległość, oraz zabezpieczając sobie ewentualną drogę ucieczki, idzie z pijaczkiem negocjować.
A negocjuje niezwykle elokwentnie:
- E! - krzyczy. Ale pijaczek ma ją za nic i dalej uwskutecznia swój taniec na rynnie. No to ona ponawia prośbę, rozwijając zdanie proste w zdanie złożone: - Eeee, ty!
Pijak odebrał sygnał, bo zaczął błądzić wzrokiem. Spojrzał nawet w kierunku, skąd docierał dźwięk ów. Mało precyzyjnie spojrzał, ale jednak. W każdym razie przestał dewastować miejskie mienie na moment.
- Pan przestanie rwać tę rynnę, bo zawołam policję - krzyczy Polka z bezpiecznej odległości i ma nadzieję, że ten w agresji nie rzuci się na nią z pięściami. A nawet jeśli, to że może zrobi on to tak samo mało precyzyjnie, jak chwilę temu próbował ją namierzyć wzrokiem.
Pijaczek wydał z siebie bliżej nieokreślone dźwięki, których przesłanie jednak była sobie w stanie Polka wykoncypować. Oburzyła się, że na tym poziomie to ona z nim rozmawiać nie będzie. Musi jednak zająć czymś obywatela do momentu nadjechania radiowozu. W końcu ojczyzna na nią liczy!
No to prowadzi konwersację, próbując poruszyć sumienie interlokutora:
- Pan nie może niszczyć tych rynien. To kosztuje magistrat majątek. Pan zobaczy, jakie one ładne. I elewacje nie zaciekają od deszczu. Miastu potrzebne te rynny. Jeśli brakuje panu na chlebek, to ja z panem pójdę i ten chlebek zafunduję. - Polka nie może wyjść ze zdziwienia, skąd się w niej odezwała taka krasomówczyni.
Pan jednak był mało wyrozumiały i zaczął być słownie agresywny. Polka więc kalkuluje, co zrobić, jeśli pijaczek przejdzie od słów do czynów i zacznie być agresywny fizycznie. Jak się bronić? W co walić, aby nie zabić, a tylko ogłuszyć? Twarde przedmioty ma w jednej siatce, a miękkie w drugiej. Czy cios lekką siatką okaże się wystarczający, czy niezbędne będzie użycie drugiej, cięższej, co pewnie miałoby złe konsekwencje dla oponenta, ale i też nie najlepsze dla Polki.
Ale rodzi się w Polce jednocześnie zwykłe, zimne wyrachowanie - za napaść (ogłuszenie) mogą jej grozić najwyżej trzy lata. Za zabójstwo - jakieś 25 lat, co w jej przypadku może oznaczać dożywocie. Decyduje się więc Polka na użycie siaty lżejszej, tej w której ma tylko rafię, sztuczne kwiatki i styropionowe jaja. Zwłaszcza, że kalkuluje dodatkowo, iż z paki wyjdzie akurat w tym momencie, jak latorośl skończy podstawówkę. A matka Polka nie cierpi odrabiać z córką lekcji z polaka. Polka zamierza więc upiec dwie pieczenie na jednym ogniu: ocali przed dewastacją miedziane rynny oraz uchyli się od znienawidzonego szkolnego obowiązku. Szczwany lis z tej Polki!
I byłaby zrealizowała tę swoją strategię, gdyby nie nadjechał właśnie z rykiem radiowóz.
Panowie uzbrojeni po zęby dostawili się raz-dwa do pijaczka. Próbowali wyegzekwować od obywatela dane osobowe. Z Polki wydusili je w czasie o połowę krótszym, bo Polka z procedurą obeznana jest już od dawna. Nie pierwszy już raz wzywa policję w sprawach podobnych, więc wie, że dane osobowe podać trzeba i z literą prawa nie ma co nadmiernie dyskutować. Następnie stróże nie omieszkali wskazać na fakt, że do przestępstwa nie doszło, bo rynna jeszcze wisi. Było to więc zaledwie usiłowanie czynu zakazanego. Ich rola się tu kończy, bo na usiłowanie nie ma paragrafu. Zgarnęli jednak pana do radiowozu z zamiarem zakwaterowania go w izbie wytrzeźwień.
Ze zwględów powyższych nerwy biorą górę nad stoickim jak dotąd opanowaniem Polki i postanawia ona dać upust swojej frustracji z tego tytułu, z użyciem wszelkich dostępnych środków wyrazu, a już epitetów w szczególności. Pan policjant z uśmiechem upomniał, że na wyrażanie epitetów w obecności funkcjonariusza na służbie już paragrafy się jakieś tam znajdą. Polka ma nadzieję, że funkcjonariusz raczy żartować.
Ufff... żartował jednak.
Polka tak czy siak jest wkurzona na maksa i obiecała sobie, że już nigdy więcej... że gdzieś ma obywatelską postawę, skoro państwo nie wykazuje troski o publiczny majątek i zasłania się procedurą. Denerwuje ją, że dała się znowu wynotować, a pijaczek zostanie zgarnięty do radiowozu za pijaństwo, a nie za wandalizm. Polka tego nie rozumie i czuje się roczarowana, że podatnik jeszcze zafunduje pijaczkowi wygodny nocleg w ciepełku, zamiast dać po głowie.
Ech, wkurza się Polka, że mieszka w takiej okolicy, w której scenariusz taki ciągle się powtarza. Że pijaczkowie w jej okoicy mnożą się jak grzyby po deszczu, albo co gorsza jak króliki.
A właśnie... a propos króliki...
Przechodzi złość statystycznej Polce, gdy przypomina sobie o pracy. Bo praca uszlachetnia - powiedział ktoś.
Heh, druga statystyczna Polka podziela frustracje pierwszej i postanawia wystosować skargę na bezczynnośc organów. Niech się Polka nie martwi. Reszta Polek poprze, tomoże wywołamy jakąć zbiot=rową rewolucję, abo conajmniej protest przeciw znieczulicy.
OdpowiedzUsuńCzytałam z uśmiechem, ręce opadają, ale widzisz rynnę uratowałaś :))
OdpowiedzUsuńWarto było! WARTO!!!
OdpowiedzUsuńNie tylko ze względu na rynnę, jeszcze po to by innym statystycznym Polkom pokazać, że to ma sens :)))
Dobrego dnia :)
Czytałam z tchem zapartym wręcz! Miłego dnia:)
OdpowiedzUsuńJedna rynna uratowana :)
OdpowiedzUsuńNo cóż, ostatecznie rynna uratowana a taki miałaś cel. Brawo! Co do uniknięcia kary przez pijaczka i zakwalifikowania czynu próby kradzieży rynny do konkretnego paragrafu to niestety jest to flustrujące ale to co powiedzieli policjanci to prawda. U nas w domu ciagle sie na to oburzamy bo prawo w Polsce jest wadliwe i często "wiąże ręce" policjantom nawet ty bardzo gorliwym. Wiem bo mam jednego w domu:) i tez go to flustruje bo nie może wykonywać swojej pracy tak jak by chciał ...
OdpowiedzUsuńI masz Ci.... przypaliłam grzanki... :/ Ale rynnę uratowałaś:) a króliczki świetne:)
OdpowiedzUsuńBohaterka ulicy, hihi. Rynna przetrwała do kolejnego razu. ;)
OdpowiedzUsuńOstatnio jak jestem w parku to mam ochotę nagrywać telefonem srające psy i niesprzątających po nich właścicieli... tylko nic to i tak nie da, bo policja nie będzie przecież szukać igły w stogu siana. Zanim przybędzie stróż porządku na rowerze do parku to srający delikwent i jego nichlujny pan/pani z parku się ulotnią. Jak zwracam uwagę, że pies sra i trzeba po nim posprzątać to posiadacz psa puchnie od wkurwienia na mnie. Teraz widzę jest nowa moda... posiadacz psa ma słuchawki w uszach, pies sra na trawnik, a posiadacz psa udaje że nie słyszy psich stęków i uwag wzburzonej użytkowniczki tego trawnika. A mnie wkurwia to, że inni widzą, ale tylko ja się wydzieram, że po psie trzeba sprzątać. Jak posiadacz psa zaczyna agresją pluć to inni umykają z nosem w telefonie, rękoma w kieszeni i wzrokiem wbitym w chodnik....
Tia, norma.
OdpowiedzUsuńStatystyczna Polka zaś musiała wrócić do domu i zająć się wychowaniem swej latorośli na prawego człowieka. Bo tak jest dobrze, bo tak warto. I weź tu wytłumacz młodzieży, że to wszystko trzeba własną pracą i uczciwie.....
Ręce opadają czasem.