niedziela, 17 marca 2013

Amarant z krokantem

- Szkoda, że nie wiedziałam, że Jacek jest we Wrocławiu, bo poprosiłabym go o amarantową organdynę - rzuciłam Madlen, gdy piłyśmy kawę któregoś razu.
- Amarantową organdynę mówisz... - zamyśliła się i zaczęła wystukiwać sms-a.
"KOCHANIE, PROSZĘ, KUP BEACIE W IKEI AMARANTOWĄ ORGANDYNĘ"
- Ej, no, nie bądź świnia. Nie zadawaj mu zadań, których nie ma prawa rozumieć. - Żal mi się zrobiło Jacka, bo pamiętam, gdy to mnie mąż wysłał  dawno temu na  stację benzynową po żarówkę do samochodu.
Kazałam wypisać sobie wtedy na kartce wszystkie symbole z opakowania, a podczas jazdy na stację obryłam się z tych robaczków, żeby przed panem sprzedawcą nie wyjść na ignorantkę. Weszłam więc do sklepu, wyrecytowałam dumnie szereg literek i cyfer z oznaczenia typu żarówki, co pan natychmiast zripostował  pytaniem "A z wąsikami czy bez?". Poległam.
- Zaczekaj, zaraz będzie telefon.

Że niby miał być telefon zwrotny od Jacka  (w przewidywaniach nawet niejeden) z próbą ustalenia, co to właściwie jest organdyna, a do tego amarantowa. Taki domowy test na inteligencję.
Nic takiego nie nastąpiło jednak, co mnie już mocno zaniepokoiło, że lada moment będę musiała oddawać kasę za nietrafiony zakup. Ale nie. Po godzinie Jacek wszedł do mieszkania z kuponem tejże. Odtąd najlepszy partner mojej przyjaciółki stał się moim najlepszym kolegą od nagłych zadań specjalnych. Bezapelacyjnie!

Spytałyśmy oczywiście, w jaki sposób sobie poradził, bo żeby tak sam z siebie dał radę, wątpiłyśmy z założenia.
- Normalnie. Podszedłem do pani ekspedientki, pokazałem jej sms-a, a ona wiedziała od razu, co mi podać.

Dało mi to pretekst do myślenia i zastanawiania się nad tym, że faceci są jednak logiczniej skonstruowani. Tam gdzie my niepotrzebnie komplikujemy sobie życie, chcemy być ze wszech miar i w każdym calu kompetentne, oraz leczymy jakieś wyimaginowane kompleksy, oni sięgają po najprostsze rozwiązania. Bez kompleksów i zażenowania. A jakiego uroku dodaje im przy tym ta nieporadność...










5 komentarzy:

  1. Tyle książek powstało o przepaści dzielącej system operacyjny kobiety od procesora mężczyzny, i wciąż się zaskakujemy:). Co - jak sądzę - jest pozytywne. Jakież nudne byłoby życie, gdybyś Ty kupowała żarówki do samochodu bez uprzedniego wywiadu środowiskowego, a faceci nabywali organdynę, niczym piwo:)

    Poszewki - urocze :))

    OdpowiedzUsuń
  2. No, ja jednak jestem pod wrażeniem, bo faceci na ogół nie kupują rzeczy, na temat których nie mogą wygłosić przed sprzedawcą wykładu wykazującego znajomość przedmiotu w stopniu znacznie wyższym niż poziom wiedzy sprzedawcy. Że o (nie)zadawaniu pytań o drogę nie wspomnę... I powiem szczerze, że uwiebiam tych nielicznych facetów, którzy potrafią pwoiedzieć - ja się nie znam, ale żona mi kazała... :) Ci co wstydzili się pytać o drogę wymyślili GPS, pokazywanie sms-a w sklepie jest zaledwie półśrodkiem, ale zobaczycie, że oni jeszcze coś w tym temacie wymyślą...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojojoj, ale mi tu niezagojona sprzeczka z cytatem w tle "dlaczego nie spytaliśmy o drogę, teraz nie błądzilibyśmy tyle" pomrukuje :) Ale coś w tym jest, okropne jest to, że jeśli mężczyzna czegoś nie wie, uznaje to za ujmę na honorze. A Ty szukaj, kobieto, potem drogi po ciemku.

      Usuń
  3. No podziwiam, kiedyś poprosiłam siostrę, żeby mi po drodze kupiła prześcieradło w Ikea, podałam dokładną nazwę produktu, kolor. Dzwoni, że nie ma białych i czy może być ecru - inna nazwa produktu. Pomyślałam niemożliwe, żeby nie było białej Dvali, no ale zgodziłam się na zamiennik. Przywiozła prześcieradło z domieszką poliestru... za tydzień byłam w Ikea - moje prześcieradła były... wystarczyło się wysilić...

    OdpowiedzUsuń
  4. Razu pewnego mąż mój jedyny postanowił kupić mi biustonosz. To dopiero był nie lada wyczyn, mąż albowiem prócz koloru nie był w stanie podać absolutnie żadnych parametrów a wiadomo, że rozmiarówka biustonoszy podobnie jak rozmiarówka końskich uprzęży zmienia się tak szybko, że nawet my za tym nie nadążamy. Na szczęście jednak dla męża, leciwa już pani sprzedawczyni dysponowała podobnymi (imponującymi) gabarytami biustowia co ja. Próba dojścia do wzajemnego porozumienia omal nie skończyła się katastrofą i posądzeniem męża o niecne zamiary przez rzeczoną królową biustonoszy. A jemu po prostu bardzo zależało, żebym była zadowolona.

    OdpowiedzUsuń