- Mamo, a czy ty lubisz kino koncepcyjne? - padło pytanie od młodziana na ostatniej rowerowej wycieczce z udziałem moim i syna kinomana. Najeżyłam się, spodziewając się jakiegoś pseudofilozoficznego pitu-pitu.
- Chodzi Ci o takie, w którym jest mało akcji, a dużo obrazu; mało dialogów, ale dużo dźwięku? - odpowiedziałam sprytnie (jak mi się wydawało, według tego co mi podpowiada intuicja).
- No, miej więcej...
- Czyli Wim Wenders mniej albo więcej? - odparłam mając na myśli "Paris, Texas" albo "Lisbon story", które według schematycznego rysopisu pasowałyby mi idealnie.
- Z tym Wendersem to ty uważaj. - skonstatował młodzian, który w tym samym momencie miał w głowie "Szkarłatną literę" i "Niebo nad Berlinem".
Tak więc wyszło na to, że intuicja to za mało, aby się wykazać, a zaległości w kinowej edukacji względem pana syna spore. Oj, spore! No i czas działa na moją niekorzyść. No i... dalej nie wiem, co to jest kino koncepcyjne. Ktoś wie?
Całe życie dziwiłam się, że młodzieży tak potrzebne są etykietki. Rzucają nazwami trendów, wśród których owo "kino koncepcyjne" należy do tych najprostszych, najbardziej swojsko brzmiących. W dziedzinie muzyki padają zaś takie określenia, których nawet nie odważę się cytować. A dla mnie jest wszystko proste. Stosuję nazewnictwo uproszczone rozpinające się pomiędzy "podoba-mi-się" a "nie-podoba-mi-się".
I żyję sobie spokojnie w pojęciowej ignorancji i braku szacunku dla wszelkich systematyk:)
A poniżej zupełnie bezstylowe i nie-trendy anioły i serca, które popełniłam wczoraj na kolanie.
No i zabiłaś nam "ćwieka". Właśnie toczyłem zawiłe dysputy co to jest kino koncepcyjne. Wyszło na to, że nasz "rozmówca" :) miał na myśli i mówił o kinie kontemplacyjnym. Z rozmowy wyszło, że do tego możne podciągnąć "Tam gdzie rosną poziomki" Bergmana i "Mr Nobody" (moja naciągana sugestia). To nie obraz i dźwięk. To gra, trzeciorzędna rola akcji, przemyślenia bohaterów. W dalszej części rozmowy okazało się, że nie da się jednoznacznie tego określić. Podałem przykład filmów Felliniego - to jakie one są? No właśnie. Tu lepiej urwę te dywagacje - ani Federico nie nadaje się do jednoznacznej oceny, a i młody miłośnik kina nie szufladkuje wszystkiego.
OdpowiedzUsuńps. nadal jesteśmy miłośnikami "Gwiezdnych Wojen" i "Władcy pierścieni" - pierwsze to cudowny kicz, a drugie to ... po co komentować to co sprawia nam przyjemność - obu fanom kina :)