piątek, 29 czerwca 2012

Zanim wejdę na wojenną ścieżkę...

Taki tytuł posta to stąd, że jeszcze dziś wybieram się do naszej biblioteki na seans "W ciemności" i  ponieważ własnie skończyłam fascynującą i przerażającą jednocześnie opowieść o oblężeniu Leningradu w 1942 r.  Ta druga wywarła na mnie niemałe wrażenie, a i po filmie spodziewam się małych wstrząsów w moim mózgu; pewnie o tym wszystkim wspomnę w następnych wpisach. Może obydwie opowieści uda mi się sprowadzić do jakieś wspólnego mianownika. Sama jestem ciekawa tego doświadczenia.

Dzisiaj jednak zaczęły się wakacje. Obrazu wojennych zgliszcz w mieniu i umyśle nie będę w niczyjej wyobraźni przywoływać. Dziś zaczyna się beztroska, lenistwo i folgowanie. Przynajmniej dla niektórych.

Dlatego dziś ważko, co w moim mniemaniu, wcale nie znaczy nieciekawie.



Na ten teledysk natknęłam się na początku 2009 roku, kiedy klip miał jeszcze niespełna 10000 odsłon. Dziś (w momencie, gdy to piszę) ma ich prawie 23 miliony. Ta liczba robi wrażenie.
Od początku porwała mnie lekkość i niekonwencjonalność  zarówno muzyki, jak i samego filmu.
Zachęcam, aby go obejrzeć do końca.




Film został nakręcony metodą poklatkową,  przy użyciu niewielkich środków, z zaangażowaniem  nieprzerośniętej ekipy artystów. Zdjęcia trwały 48 godzin. Po emisji klipu w internecie ekipa rozpoczęła maraton  festiwalowych pokazów różnej maści. Liczba i różnorodność nagród, jakie twórcy otrzymali w ciągu następnych lat, przyprawia o zawrót głowy. Teledysk uhonorowany został również na Międzynarodowym Festiwalu Filmów Animowanych w Poznaniu w 2010 r., co mnie szczególnie z niezrozumiałych dla mnie samej powodów ucieszyło.

Szczegóły zza kulis obejrzeć można  tutaj.  Po obejrzeniu tego materiału nie wiem, co jest bardziej interesujące: sam teledysk, czy historia jego powstawania.

Szczególnie ujęła mnie inicjatywa, na którą wpadli sami artyści - z ponad 2000 zdjęć zrobili ofertę sprzedażową. Na stronie można zakupić więc unikatowe (bo każdą fotografię można zakupić tylko raz) ujęcie z planu. Marzę sobie, że może kiedyś jedno z nich zawiśnie na ścianie nad moja kanapą. A w piętrzeniu przed sobą marzeń jestem przecież stachanowską przodowniczką:)


Arrivederci...






10 komentarzy:

  1. Supeeer. Dzięki:)

    OdpowiedzUsuń
  2. A pamiętasz parodię teledysku? To byli ci sami twórcy?
    Ładne zdjęcie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No pewnie, że pamiętam:
      http://www.youtube.com/watch?v=rvp7PgWGQzA&feature=related

      Usuń
  3. Ha, ha... moderator:) A te podwiązki to Twoje, Beti?

    OdpowiedzUsuń
  4. Chciałam, żeby było bardzo "her" i bardzo "elegance". Tylko z tym "morning" nie bardzo potrafiłam się wstrzelić. Co do reszty... nie wiem, kto pyta.

    OdpowiedzUsuń
  5. To ekscytujące. To bardzo.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń