sobota, 23 czerwca 2012

Tak sobie myślę... reaktywacja

Od lat kilku obserwuję blogi z dziedzin, które mnie interesują. Książkowe, szyciowe, filmowe, podróżnicze, fotograficzne... różne.  Mniej lub bardziej dokładnie, ale jednak jest tego sporo. Stwierdziłam, że żadna wydawnicza nota i żadne  oceny krytyków-specjalistów nie są  w stanie mnie tak do czegoś (przeczytania, obejrzenia, zwiedzenia) zachęcić, jak czyjeś osobiste doświadczenia z ową materią. Te są dla mnie nie do przecenienia.

 Po pewnym czasie doszłam do wniosku, że ja też mam niemało do powiedzenia. Jeśli nie komuś, to przynajmniej sobie. Że niby siądę po latach, poczytam, co robiłam wcześniej. Porównam, jak bardzo zmieniły się moje opinie na jakiś temat. I to mi się powoli udaje spełnić.
Czasem pluję sobie w brodę, że nie potrafię "zrobić" bloga tematycznego - o wąskiej tematyce wpisów, który gromadziłby ujednoliconą publiczność i stanowiłby możliwość wymiany doświadczeń z danej dziedziny. Jest jednak tyle różnych rzeczy, które zaprzątają moją głowę, że się po prostu nie da.  Cieszę się tylko, że udało mi się przesiąść z jednej (starej) "Bombonierki" na drugą dość bezboleśnie. I dalej sprawia mi to frajdę. Do tej starej niechętnie już zaglądam, choć gdzieś tam w sieci wisi. To było w innym życiu. Ta nowa to świeże doznania, przemyślenia. Takie krążenie oboczne:)

W tym całym blogopisaniu bałam się paru rzeczy: że nikogo to nie zainteresuje, że sprowokuję jedynie komentarze w stylu: "Ładnie uszyłaś", "Gdzie tę tkaninę kupiłaś", "Ale odlot" itd. Aż tu dziś patrzę, a Anonimowi komentatorzy przerzucają się nawzajem cytatami. I to całkiem na temat:) Ciepło mi się robi koło serca. Znaczy, że ktoś to czyta, nad tym pomyśli, a nie jedynie przejrzy obrazki. Zajmie to go nawet na tyle, że się nie zgodzi i skrytykuje.

Swoją drogą zawsze ciekawiło mnie to, jak do czytelnictwa w internecie ustosunkowują się statystyki na temat czytelnictwa w ogóle.  Czy to w ogóle brane jest pod uwagę? Ktoś może poczynić zarzut, że jakość pisarstwa internetowego ma niższą jakość, bo publikować może każdy i na każdy temat (vide ja). Ale w wersji drukowanej też zdarzają się przecież gnioty (vide Coehlo). Pisząc to przypomniało mi się, że ktoś mi ostatnio powiedział "Ty ze wszystkiego potrafisz zrobić TEMAT" ( ze szczególnym akcentem na "temat") i w tym kontekście nie wiem teraz, czy to był komplement, czy może próba delikatnej  krytyki. 

Ale nic to, prześliznę się nad tym i brnę w ten post, jeśli macie jeszcze cierpliwość.

Zakupiłam w tym tygodniu dziennik Stuhra pt. "Tak sobie myślę...". Wczoraj zaczęłam czytać, dziś skończyłam. Gdyby wszystkie lektury tak wyglądały i tak były napisane, mogę zaryzykować stwierdzenie, że czytelnictwo w Polsce osiągnęłoby apogeum swojej popularności. Pobilibyśmy wszelkie światowe statystyki. Po prostu nie mogłam się oderwać (ostatnio zdarzyło się podobnie parę lat temu, gdy sięgnęłam po mojego pierwszego Irvinga). Płakałam i śmiałam się naprzemiennie, jak jakaś histeryczka. Wlazłam z książką do wanny po 17 i nie wyszłam, dopóki nie przeczytałam ostatniego zdania. Zupełnie straciłam rachubę czasu, a jedynym bodźcem słuchowym, jaki do mnie dotarł podczas tego czytania, był komunikat głosowy z komputera "Baza wirusów programu Avast została właśnie zaktualizowana". (swoją drogą bezpiecznie się człowiek czuje z książką w wannie i nawet nie wie, jakie zło na niego czeka za rogiem. Dobrze, że Avast czuwa. Muszę im podziękować!) Aż nie chcę myśleć, jak będzie wyglądał mój rachunek za zużycie gazu z powodu ciągłego dolewania ciepłej wody.

Ale wracając na moment do Stuhra, pozwólcie, że streszczać nie będę. Treść jest nieobszerna, więc nieobszerną treść dodatkowo streszczać jest już zupełnie bez sensu. Ale za to zacytuję, dla siebie i dla swoich dzieci, żeby im kiedyś przeczytać:

"Bo życie to jest takie pole minowe. Przeszedłeś kawałek? To podziękuj. I zrób następny krok. Jeden. Nie puszczaj się biegiem - jeden krok. To jest wiara."

Boże (w którego nie wiem sama, czy wierzę), jesteś super gościem, że stworzyłeś takiego człowieka i zafundowałeś mu takie doświadczenia, po których mógł dojść do takiego wniosku i go zapisać, abyśmy my mogli to przeczytać:)

A już na koniec, ponieważ jesteśmy społeczeństwem obrazkowym, wizerunek mojej ukochanej ściany. Bo ma w sobie wszystkie kolory i witaminy lata. I niesie energię, jakiej dostaje się po przeczytaniu tej książki.

Alleluja i dobranoc!









11 komentarzy:

  1. Choć Bóg mnie opuścił (a może ja jego?) w chwili moich narodzin, pozostaje we mnie wiara w następny dzień i krok do niego prowadzący. Trafiłem niestety na minę. To nie Bóg ją podłożył, lecz ludzie. Jakoś przeżyłem, ale przydałby się ktoś kto pozbiera oderwane członki. Sam jedynie mogę się do nich czołgać.
    Pozostaje jednak dylemat - czy tan ktoś na pewno odda mi moją rękę, serce ...

    OdpowiedzUsuń
  2. zawsze znajdzie się ktoś kto potrafi posklejać nas do "kupy", trzeba tylko dobrze patrzyć, żeby go nie przeoczyć ... czasami nie dajemy sobie pomóc, albo szukamy dziury w całym

    OdpowiedzUsuń
  3. Jerzy Stuhr napisał to jako człowiek śmiertelnie chory. Nie wie ile dni jeszcze przed nim. Jest w tym carpe diem. A my którzy mami ich jeszcze sporo w zapasie też powinniśmy stosować tą zasadę. Bo faktycznie nie wiadomo co czeka na nas o świcie. Ale jak bardzo ta zasada zawiera w sobie także "myśl o sobie, a nawet przede wszystkim o sobie"? Na pohybel egoistom! A w duchu zazdrościmy im braku empatii. To tak pomaga w stosunkach międzyludzkich. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nikt nie wie ile dni mu pozostało , żyj tak, żebyś mógł być szczęśliwym ... popatrz czasami w siebie i przez siebie ... odpuść czasami innym i ich emocjom, oni za Ciebie żyć nie będą, a Ty też nie jesteś wieczny

      Usuń
  4. Dziękowanie za cokolwiek akurat nie powinno być chyba uwarunkowane od ilości dni, jakie do przeżycia nam jeszcze zostały. Co szkodzi być wdzięcznym i cieszyć się od momentu, gdy tylko poczujemy taką potrzebę. Ja tam cieszę się z każdego dnia, choć mam nadzieję jeszcze co najmniej raz tyle pożyć.
    A co do egoizmu: Taaak, nasłuchałam się ja już w życiu sporo na temat mylenia egoizmu z samorealizacją. Jednak zaryzykuję stwierdzenie, że tylko ludzie spełnieni, zadowoleni z siebie mają na tyle energii, aby móc się nią jeszcze dzielić i przy okazji zrobić coś pozytywnego dla innych. To właśnie niespełnione osoby są najbardziej skupione na sobie i rozpamiętywaniu własnego smutku. I tym właśnie brakuje sił. Szkoda tego niewykorzystanego potencjału.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Egoistą nie jest ten ktoś, kto "myśli bardziej o sobie niż o mnie". W samorealizację jest to po części wpisane. Egoistą jest ten kto w skutakch swojego działania widzi jedynie to co zyska on sam, a zapomina o konsekwencjach jakie poniosą inni. Można się samorealizować idąc po trupach. Ale czy na pewno tego chce osoba która "przy okazji zrobić coś pozytywnego dla innych"?

      Usuń
    2. Egoizm to cecha ludzka, mylenie się również
      W rozczulaniu się nad sobą i skupianiu na sobie jesteśmy bardziej egoistyczni, niż Ci, który nas skrzywdzili. Rozdrapywanie ran i obwinianie wszystkich w koło, nie pomaga, tylko rani :(
      Dajmy innym oddychać i dokonywać własnych wyborów, nawet jak się z nimi nie zgadzamy ... I nie bądźmy EGOISTAMI

      Usuń
  5. Egoistą nie jest ten kto "myśli bardziej o sobie niż o mnie". To faktycznie możne nazwać samorealizacją. Egoistą jest ten kto w skutakch swojego działania widzi jedynie co to przyniesie jemu, a zapomina o knsekwencjach jakie poniosą inni. Można się samorealizować idąc po trupach.

    OdpowiedzUsuń
  6. I nadstawmy drugi policzek? he he :)

    A może jednak bądźmy egoistami, myślmy o sobie. Odwróćmy się i powiedzmy - tu zaczyna się nowe życie. Nie wiem w którym kierunku idziesz ale ja idę w przeciwną stronę.

    OdpowiedzUsuń
  7. kto Ci każe nadstawiać drugi policzek ( to masochizm ) :)
    zdrowe myślenie o sobie wychodzi nam na zdrowie, a jak my będziemy szczęśliwi to inni z nami też
    żyj po swojemu i daj żyć innym
    nie duś ich swoimi uczuciami, tak zwyczajnie

    OdpowiedzUsuń
  8. Ta dyskusja jest niepotrzebna. W czytaniu literatury szukam uczuć innych osób. Wnikam w nie. Rozpatruję. Często bez szukania analogii do własnego życia. Nie myślę wtedy o uczuciach własnych, zwłaszcza gdy wiem, że niewielu one obchodzą. Za to uczucia (odczucia) innych osób, które chcą opowiedzieć o nich w taki sposób, jak robi to mój ostatni bohater, wielce poważam.

    OdpowiedzUsuń