sobota, 23 czerwca 2012

Tak sobie myślę...**

No, to mi się zebrało pod ostatnim postem. Że tkliwe teksty... że nie wystarczy... że trzeba walczyć... że do niczego nie prowadzi.
Można by wymieniać jeszcze, ale chyba ktoś mnie źle zrozumiał. Od tkliwych tekstów ja stronię zazwyczaj. I ta książka nie była ani miła, ani ckliwa. Ani na moment w stylu "Domu nad rozlewiskiem" i takich tam. *

Może z przytoczonych fragmentów można było rzeczywiście odnieść przez  moment takie wrażenie, ale to tylko pozory i niewłaściwe skierowanie przeze mnie strumienia Waszej uwagi. Moja wina. Biję się w pierś, choć z drugiej strony zdaję sobie sprawę, że nie jestem w stanie, ani również nie chcę przekazywać obiektywnej prawdy  o książce. Z niekontrolowanym optymizmem zakładając oczywiście, że takie coś w ogóle istnieje. Takie ogólniki można wyczytać  na każdej tylnej okładce danej lektury czy w reklamówkach wydawnictw.

A ja chcę być subiektywna. Chcę mówić o tym, co mi się w danej książce podobało, a co wkurzyło . Chcę przekazywać subiektywne odczucia, nawet jeśli pocisnę się na minę. Ryzykowne, ale ekscytujące.
A przywoływane cytaty... no cóż. To również prywatny ranking myśli lub zlepków słów, które JA chcę zapamiętać na dłużej. Które są DLA MNIE  swoistą wisienką na torcie w całej opowieści. Taki creme de la creme. A jeśli tylko komuś również się spodoba na tyle, że sobie przepisze, zapamięta, sięgnie po tę samą książkę - będzie mi podwójnie miło.

Niemniej jednak krytykę przyjęłam:) Nie powiem, że mi z tym lekko, ale biorę sobie do serca. W końcu bez krytyki nie ma rozwoju.  Cieszę się, że jest o czym rozmawiać i o co się posprzeczać.
Pozwólcie, że przytoczę zdanie z listu Mrożka do Lema, na który wczoraj wpadłam czytając pamiętniki Jerzego Stuhra:

"Polak Polaka albo pierdoli, albo certoli. Niczego pośredniego nie ma."

Z dwojga złego wolę już to pierwsze:) Krytykujcie więc, moi mili. Wykrzykujcie. Ja pomyślę jeszcze raz, spojrzę z innej strony  i może zweryfikuję swoje zapatrywania. A może będę upierać się przy swoim i poczekam, aż mi/Wam przejdzie:)

                                   

__________________
* Na łatwe porównanie w książką "Dom na rozlewiskiem" się połasiłam, choć przyznam się, że nie czytałam. Obejrzałam jeden odcinek filmu kręconego na podstawie tejże powieści i wyrobiłam sobie zdanie, że to akurat nie jest moja estetyka. A gdy pani przy stoisku z książkowym zagadnęła mnie zdaniem "A ja mam coś w sam raz dla pani" potrząsając mi przed nosem owym tomiszczem, się normalnie gotowa byłam obrazić.
** Tytuł dzisiejszego posta, to jednocześnie tytuł książki, którą wczoraj wzięłam "na warsztat". Jerzy Stuht - "tak sobie myślę..."





4 komentarze:

  1. no tak ... o ckliwości nie było do Ciebie, Twój obiektywizm i lekka doza subiektywizmu, była jak zwykle na miejscu ... zaintrygowały mnie cytaty ... sięgnę po książkę
    ckliwie rozpisywał się komentator , więc mu odpisałem :) mimo, że zimnym draniem nie jestem :)

    OdpowiedzUsuń
  2. A może dobrym rozwiązaniem jest totalny luz. Tylko kto tak potrafi zrobić w życiu, bez konsekwencji we własnym sumieniu. Ale ta piosenka na pewno wyzwala endorfiny :). Ach, jakie by to było proste.

    http://www.youtube.com/watch?v=NoweGN8cm5g

    http://www.tekstowo.pl/piosenka,bob_geldof,the_great_song_od_indifference.html

    ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Umierając cały czas, zatracisz marzenia i siebie.
      Zatracając umysł, twoje życie nie będzie złe?" - to klasyk*

      *a który? :))

      Usuń
  3. totalny luz??? a co takiego, przecież Ty go nie potrafisz włączyć,
    ciekawe czy szybciej zatracisz mrzonki, czy umysł?

    OdpowiedzUsuń