wtorek, 7 sierpnia 2012

Dowód nie wprost

Po dniach spędzonych "w buszu" przywracam się cywilizacji. Znowu chodzę w sukienkach i używam makijażu, czeszę włosy i puszczam oko do swojego odbicia w lustrze. Gdyby nie zwracać uwagi na paznokcie, które czekają dopiero na swą wytęsknioną wizytę u pani kosmetyczki, można by powiedzieć, że spełniam miejskie standardy, przynajmniej w zakresie niekłopotliwej dla nikogo percepcji powierzchowności.

Na temat moich zmian w zachowaniach w następujących po sobie skrajnie odmiennych warunkach można by napisać obszerną pracę dyplomową. Na przykład o takim tytule:

"Koncepcja  behawiorystyczna, psychodynamiczna i poznawcza Beaty N. w bezpośredniej zależności od warunków bytowania - studium przypadku."




Naturalnie  oprócz metamorfozy wyglądowej, dokonuję również rewolucji żywieniowej. Po czasie jedzenia byle jak, byle gdzie i byle czego, szaleję w kuchni. Gotuję i piekę na okrągło. Przerabiam sterty papierówek, które podrzucają mi do mieszkania życzliwe osoby. Robię kompot, smażę dżem, piekę orzechowo-cynamonowe ciacho z owocami.

Placek z dużą ilością jabłek ma tę zaletę, że może długo stać i nie wysycha. To pewna osobliwość, żeby w moim mieszkaniu ciasto nie zostało zjedzone natychmiast. Zwykle znika w jedno popołudnie.
Ale Oliśka na wakacjach z tatą, znajomi i przyjaciele albo na wakacjach, albo zabiegani. Ja zaś postanowiłam oszczędnie podchodzić do słodyczy. Tak więc placek stoi i czeka na swoją szansę, choć jest przecież pyszny.

Jednak jedzenie domowe  niekoniecznie zdrowe być musi, choć przecież wskazywałoby na to luźno skonstruowane założenie na potrzeby ukołysania własnego sumienia.

A propo's tego niepotrzebnie wybujałego wstępu przypomniała mi się fotka, którą zrobiłam w Sanoku w muzeum Beksińskiego. Zdjęcie przedstawia notatkę, jaką Beksiński powiesił kiedyś na regale w pracowni w swoim warszawskim mieszkaniu (cała pracownia wraz z najdrobniejszymi drobiazgami została przeniesiona i pieczołowicie odtworzona w sanockim muzeum malarza).

A treść notki jest następująca:


Przedstawiony wyżej wywód dokładnie wpisuje się w mój gust i sposób rozumowania. Sama, odkąd zachłysnęłam się wszelakiej maści teoriami z pogranicza nauk ścisłych i filozofii, jakie dane mi było w dużej ilości poznać podczas studiów, często opisuję spotykające mnie zjawiska i sytuacje w taki (lub podobny) sposób. A ten konkretny przykład przypomniał mi z kolei pewien cytat z Woody'ego Allena (z wywodu o kobietach):

"W istocie te najśliczniejsze są niemal zawsze najbardziej nudne. I to dlatego niektórzy uważają, że Boga nie ma."

Tego typu teoretyzowanie, szukanie związków, analogii, potwierdzania tezy przez zaprzeczenie itd.  nazywa się powszechnie "dowodem  nie wprost". Bardzo mnie to bawi, choć gdy próbuję swoich sił w tej dziedzinie, zwykle nie spotykam się ze zrozumieniem, a współtowarzysze każą mi się zamknąć i pomstują. Więc się zamykam. Dobranoc:) 




1 komentarz:

  1. Właśnie szukałam jakiegoś fajnego cytatu do kuchni i oto proszę - mam! Bardzo mi się podoba :) A tezy gastronomiczne też są takie fajne?! :)

    OdpowiedzUsuń