Zdjęcia ułożone według kolejności chronologicznej ich powstawania.
Opactwo cysterskie w Henrykowie. Po doświadczeniach z Krzeszowa wyobraziłam je sobie jako olbrzymi obiekt, w którym będę się czuć malutka jak okruszek. A tymczasem ten kompleks jest dość kameralny, położony w cudnym parku.
Życie nad jeziorem Otmuchowskim. Samo jezioro nie jest szczególnie urodziwe. Można było jednak schłodzić ciała po dniu morderczych podjazdów w rodzimych Sudetach.
Katedra w Nysie - zachwyca potęgą wewnątrz i detalami zewnątrz. Ślusarska koronka na wrotach wejściowych powala na kolana.
Zamek w Mosznej - trochę jak z bajki czyli kicz na resorach, ale nie sposób przejechać koło niego obojętnie. Chwilę przed zrobieniem tego zdjęcia przeżyłam groźną wywrotkę z rowerem, ale spacer po parku i zwiedzanie zamku pozwalały zapomnieć o bólu i niewygodach.
Nasze rowery na zamkowym dziedzińcu.
Podczas całej wyprawy pozostawialiśmy rowery wraz z całym ekwipunkiem przypięte do stałych elementów (płotów, balustrad, drzew), byleby na widoku. Za każdym razem pozostawały nietknięte.
A to już Jura - zamek Ogrodzieniec, który obejrzeliśmy za namową napotkanego na trasie Marcina. Nadłożyliśmy przez to jakieś 60 km, ale warto było.
... chociażby również dla takiej sceny:)
Im bliżej wieczora, zamek stawał się coraz bardziej upiorny.
A nocą mógł nawet stać się świetną scenerią dla horroru.
W drodze na południe zwiedziliśmy jeszcze ruiny zamku Sobień (zamknięte dla zwiedzających, ale to nie szkodzi).
A gdy już przejechaliśmy wszystkie wzniesienia o kącie nachylenia trudnym do wyobrażenia, wjechaliśmy w dolinę Prądnika. Większość Ojcowskiego Parku Narodowego niedostępna jest dla zmotoryzowanych. Można go zwiedzać jedynie piechotą lub rowerem. Uwielbiam takie tereny.
Kolejne zdjęcia z zamku w Pieskowej Skale.
To ujęcie pamiętam ze swojej pierwszej książki do geografii - kościół na wodzie koło Ojcowa.
A patrząc na te skałki bez kontekstu miałabym chyba wątpliwości: pochodzą z Pienin, Rudaw Janowickich czy Jury?
Ponieważ uparliśmy się, aby jeszcze tego dnia dojechać do Wieliczki, Wawel minęliśmy bokiem.
Wieczorny Tarnów.
A to już ostatni przystanek przed Sanokiem - łąki wokół Brzozowa. Grześ opowiadał, że do lat siedemdziesiątych żył tam pan, który zajmował się zaklinaniem deszczu i burz. Społeczność wioski robiła zrzutkę na usługę, pan pobierał opłatę, zabierał z kościoła najstarszą gromnicę i szedł na najwyższe wzniesienie w okolicy, aby odprawiać swoje rytuały. Podobno był skuteczny, na co wskazywać mogła długa kolejka oczekujących.
Sanokowe zdjęcia pozwolę sobie pokazać kiedyś tam przy okazji.
Śliczne zdjęcia ;)
OdpowiedzUsuńDzięki Vitoos. Taki komplement z Twoich ust ma podwójną wartość:)
OdpowiedzUsuńNo nie żartuj, to ja zawsze podziwiam Twoje zdjęcia ;)
OdpowiedzUsuńHaha fajnie ze zwiedzasz Polskę:)
OdpowiedzUsuń