I gdyby tylko udało mi się to utrwalić w jakimś twardym surowcu, słowo daję, że zakładałabym to na szyję. Jakkolwiek pająki (ze strachu) są przeze mnie omijane z daleka, a w przestrzeni domowej są masowo i bezwzględnie eksterminowane, tak mój podziw dla ich sieci jest naprawdę wielki i szczery. A już dla zroszonej sieci o poranku w szczególności.
Tak więc taka kolia marzyłaby mi się do czarnej sukienki. Idealna na wieczorne wyjście do kawiarni lub na koncert. I byłaby to z pewnością jedna z bardziej eleganckich rzeczy w moim biżuteryjnym zestawie.
Szperania w moich szkatułkach z "klejnotami" nie polecam złodziejom. Taki złodziej, próbując mnie okraść, pocisnąłby się z pewnością na minę, a wśród kolegów ze złodziejskiego półświatka zostałby najzwyczajniej obśmiany. Bo cóż by on (biedaczysko) mógł u mnie ukraść? Drewniane koraliki, które zwożę ze świata? Grzechoczące muszelki? Bransoletki zrobione z zabytkowych widelców? Drewienka na rzemykach, frędzelki, plastikowe naszyjniki, stare koronki? Parę szklanych paciorków? Super-designerski naszyjnik z makulaturowego papieru? Wszystko raczej o wartości wątpliwej, i raczej sentymentalnej niż rynkowej (chociaż nie, przepraszam... mam jeden cudnej urody sznur pereł, który zakładam na wielkie okazje do czarnych sukienek z aksamitu, gdy chcę się przypodobać mamie i potwierdzić tym samym, że czasem potrafię zachowywać się jak kobieta dystyngowana i elegancka).
Poza tymi rzadkimi sytuacjami w przystrajaniu własnego ciała uprawiam ja swoisty recykling - nie stronię od rupieci. A na komentarze słyszane zza pleców: "Widziałaś? Ona ma w uszach filiżanki." reaguję już tylko nieśmiałym uśmiechem :)
Na szczęście takich jak ja jest więcej. Nawet rynek modowy przyszedł nam w sukurs, stwarzając nowy trend o melodyjnie brzmiącej nazwie "STEAMPUNK". Usankcjonowano więc obwieszanie się sprężynkami, kółkami zębatymi z zegarków, miniaturkami elementów mechanicznych, guzikami, agrafkami i innymi śmieciami. Miło znaleźć (i ulokować) własne upodobania w istniejącej w oficjalnym obiegu nomenklaturze. Znaczy, że mieszczę się jednak w jakiejś tam konwencji - takie bezpieczne lądowanie po latach tułaczki w stanie wyjęcia spod prawa.
Ale czas mnie (niestety!) posuwa. Być może pora się i w tym względzie ustatkować. W końcu moje starsze dziecko powiedziało mi kiedyś: "mamo, czy ty nie mogłabyś nosić, tak jak inne mamy, czegoś poważniejszego - ze złota, albo ze srebra?" Choć jeszcze odrobinę się łudzę, że on może trochę żartował:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz