poniedziałek, 6 sierpnia 2012

Pocztówki z wakacji


Zdjęcia ułożone według kolejności chronologicznej ich powstawania. 


Opactwo cysterskie w Henrykowie. Po doświadczeniach z Krzeszowa wyobraziłam je sobie jako olbrzymi obiekt, w którym będę się czuć malutka jak okruszek. A tymczasem ten kompleks jest dość kameralny, położony w cudnym parku.


Życie nad jeziorem Otmuchowskim. Samo jezioro nie jest szczególnie urodziwe. Można było jednak schłodzić ciała po dniu morderczych podjazdów w rodzimych Sudetach.



Katedra w Nysie - zachwyca potęgą wewnątrz i detalami zewnątrz. Ślusarska koronka  na wrotach wejściowych powala na kolana. 



Zamek w Mosznej - trochę jak z bajki czyli kicz na resorach, ale nie sposób przejechać koło niego obojętnie. Chwilę przed zrobieniem tego zdjęcia przeżyłam groźną wywrotkę z rowerem, ale spacer po parku i zwiedzanie zamku pozwalały zapomnieć o bólu i niewygodach.




Nasze rowery na zamkowym dziedzińcu. 
Podczas całej wyprawy pozostawialiśmy rowery wraz z całym ekwipunkiem przypięte do stałych elementów (płotów, balustrad, drzew), byleby na widoku. Za każdym razem  pozostawały nietknięte. 


A to już Jura - zamek Ogrodzieniec, który obejrzeliśmy za namową napotkanego na trasie Marcina. Nadłożyliśmy przez to jakieś 60 km, ale warto było.


... chociażby również dla takiej sceny:)



Im bliżej wieczora, zamek stawał się coraz bardziej upiorny.


A nocą mógł nawet stać się świetną scenerią dla horroru.


W drodze na południe zwiedziliśmy jeszcze ruiny zamku Sobień (zamknięte dla zwiedzających, ale to nie szkodzi).


A gdy już przejechaliśmy wszystkie wzniesienia o kącie nachylenia trudnym do wyobrażenia, wjechaliśmy w dolinę Prądnika. Większość Ojcowskiego Parku Narodowego niedostępna jest dla zmotoryzowanych. Można go zwiedzać jedynie piechotą lub rowerem. Uwielbiam takie tereny.

Kolejne zdjęcia z zamku w Pieskowej Skale.



To ujęcie pamiętam ze swojej pierwszej książki do geografii - kościół na wodzie koło Ojcowa.


A patrząc na te skałki bez kontekstu miałabym chyba wątpliwości: pochodzą z Pienin, Rudaw Janowickich czy Jury?


Ponieważ uparliśmy się, aby jeszcze tego dnia dojechać do Wieliczki,  Wawel minęliśmy bokiem.

Wieczorny Tarnów.


A to już ostatni przystanek przed Sanokiem  - łąki wokół Brzozowa. Grześ opowiadał, że do lat siedemdziesiątych żył tam pan, który zajmował się zaklinaniem deszczu i burz. Społeczność wioski robiła zrzutkę na usługę, pan pobierał opłatę, zabierał z kościoła najstarszą gromnicę i szedł na najwyższe wzniesienie w okolicy, aby odprawiać swoje rytuały. Podobno był skuteczny, na co wskazywać mogła długa kolejka oczekujących. 

Sanokowe zdjęcia pozwolę sobie pokazać kiedyś tam przy okazji.




4 komentarze: