sobota, 11 sierpnia 2012

Przy sobocie kapu-kap




Niedawno ktoś zapytał mnie, po co mi dwa blogi. No to odpowiadam, że "Zapachy" mam raczej dla klientów, które nazywam ładnym, okrągłym słowem "INSTYTUCJONALNI". Tam zamieszczam jedynie przedmioty mojej pracy, z której się utrzymuję. A że posiadam również zapędy pamiętnikarskie, nie mogę pozwolić sobie na to, aby rzeczony klient musiał przegrzebywać się przez wszystkie te - mniej lub bardziej ważne dla mnie - przemyślenia, chwile utrwalone w kadrze, zatłuszczone  paluchami brudnymi od ziaren słonecznika kartki pokonywanych przeze mnie lektur i tak dalej. Każdy by się zniechęcił. Nie chcę jednak, żeby te ulotne myśli mi gdzieś umknęły i przyschły, jak pozostawiona pomiędzy kartkami koniczynka. Stąd pomysł na "Bombonierkę".

Nie wyobrażam sobie na przykład, że w "Zapachach" mogłabym zamieścić notkę o tym, jak bardzo się dziś rano wkurzyłam. A był to stan ponadprzeciętnego zdenerwowania, z rangi tych, w których same na usta cisną się słowa "K...a mać" -  jeśli się powstrzymasz i głośnio nie wyartykułujesz, czaszka chce pęknąć na pół.  A wszystko to stąd, że się połakomiłam. Dałam się uwieść ponętnym kształtom pewnej buteleczki octu balsamicznego. I kupiłam go autentycznie ze względu na to niepowtarzalne opakowanie, choć (szczególnie mężczyznom) pewnie trudno w to uwierzyć. Panowie, zaglądacie tu czasem???  Jesteście tacy uroczo pragmatyczni:)

Ale ja jestem kobietą z krwi i kości, logiczną inaczej  i niepraktyczną (i biada temu, kto tę logikę będzie próbował zgłębiać, albo co gorsza tłumaczyć!) - bo jak mi się ta butelka spodobała, to nie było siły. A jak już stanęła na półce, to oczywiście jeszcze tego samego dnia postanowiłam zrobić użytek z jej zawartości. Przygotowałam na kolację sałatę z tą brunatnobrązową cieczą. Jakaż ona była pyszszszszszna...
Po kolacji zaś  nie chciało mi się sprzątać od razu. Wszystko przez to, że mam ciemną kuchnię. Znaczy bez okna. Upchnęłam więc miskę po sałacie w ciemnej kuchni (musiała tak doczekać - bidulka - do rana). Gdyby miała okno, mógłby mnie podglądać tam jakiś obcy astronom, albo ktoś inny. Może wtedy ze wstydu albo przyzwoitości - na użytek obserwatora, umyłabym naczynie natychmiast. A tak... mam teraz superdrogą i superluksusową miskę z olejowanego drewna, zapaskudzoną (chyba niestety na trwałe) brunatnymi zaciekami z octu balsamicznego.  

To, że naczynia winny być zawsze czyste i prześcieradła zawsze wybielone,  próbowano we mnie wpoić jeszcze w szkole dla panien*, do której wbrew sugestiom rodziców uczęszczałam w latach, gdy byłam jeszcze małym chłopcem. Jak widać - bez powodzenia. Pedagodzy odnieśli edukacyjną i wychowawczą porażkę. Jak oni sobie  z tym radzą? Płonę ze wstydu teraz i biję się w pierś prawą ręką (bo lewa lekko upośledzona jeszcze po rowerowym wyjeździe).  Nie podam ja już chyba sałaty w tej misie w eleganckim towarzystwie. Chyba, że babciny sposób na wybielanie cytryną pomoże. 

Moje wczorajsze doświadczenie emocjonalnego zakupu boooossssko smakującej cieczy zdaje się jednak potwierdzać tezę przekazaną mi przez pewnego pana profesora od marketingu, lub jakiegoś innego -ingu z elementami matematyki (bo przecież na moich studiach wszystko miało w sobie jakiś element matematyki. Nawet filozofia). Teza mówiła mianowicie, że aby towar sprzedawał się lepiej niż inne, już same jego opakowanie musi stanowić przedmiot pożądania. No i sprawdza się to w praktyce. Na bank! Przynajmniej  w moim przypadku.  Tylko  jak to z pożądaniem czasem bywa - wodzi na pokuszenie, ale w efekcie sprowadza na manowce. 


__________
* Szkoła dla panien, o której wspominałam wyżej to Studium Nauczycielskie, które powinno się nazywać bardziej studium dla przedszkolanek, niż nauczycielek.  Dla niektórych niestety, dla innych na szczęście już nie istnieje.






4 komentarze:

  1. Jestem. Czytam. Twą kobiecość kontempluję. Mówię to ja, kolega kierownik.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie, no z "KURWA MAĆ" to chyba tylko Ty potrafiłabyś zrobić wpis, Beti. W punkt! Zastępca kierownika:]

    OdpowiedzUsuń
  3. Chłopaki, Was to tylko sprowokować:) Ale, ale... tak się nie robi! Żeby tak z opuszczoną przyłbicą? Bez imienia? Bez numeru telefonu??? Mistrz Ulrich von Jungingen się gotów obrazić. Jak Wy żeście ten Grunwald wygrali, albo inne Racławice? Nic dziwnego, że potem na 123 lata nas podzielili i z mapy wymazali, skoro w całym męskim narodzie jedynie Rejtan wykazał się odwagą i gołą pierś w obronie wartości Rzeczypospolitej obnażył. Wstyd, panowie, wstyd!!! Do bojuuu!

    OdpowiedzUsuń
  4. Ooo. Ktoś mi tu próbuje wjeżdżać na ambicję. Ale ja się nie dam. Twardy będę. (ps. żona nie pozwala). Władysław Jagiełło:)

    OdpowiedzUsuń