Dokonałam wstępnej inwentaryzacji przez szybę i bilans na moje oko nie wypadł najlepiej. Niby wzrost był ok, rozmiar stopy - ok, ale ta ładniutka twarz zupełnie nie w moim stylu. I te oczy takie puste. Ja to jednak wolę, jak facet ma w sobie coś ze zbira. A ten nic, ani zmarszczki najmniejszej, ani siwego włoska, ani nawet cienia wczorajszego zarostu. Koszula pod krawat. Tfu! O reszcie wolałam nie spekulować. W końcu nie mój biznes - nie mi się miał podobać.
Skwitowałam jednak w kierunku koleżanki:
- A mnie się wydaje, że wiekowo to on jednak nie nasz target jest. Zobacz na tę twarz.
Tylko, że jej chodziło właśnie głównie o tę twarz. To ze względu na tę twarz miękły jej nogi i uruchamiała jej się epicka wręcz wyobraźnia.
W ogóle cała wyprawa miała być również (jeśli nie głównie) w celu, by się koleżanka z owym panem mogła bliżej zaznajomić. Że niby pomiędzy zamówieniem a wciśnięciem mu w dłoń napiwku można było dokonać wymiany poglądów lub nawet (!) numerów telefonów. Podobno wizualnej obserwacji koleżanki pan ów był poddawany już od dłuższego czasu.
Poszłyśmy więc uzbrojone (ja w cierpliwość, ona w inne atuty) dokonać rekonesansu, czy w ogóle warto, czy też koleżankę należy przed niechybną zgubą raczej wyratować. Doszłyśmy do wniosku, że jeśli tylko podczas tej wizyty pan kelner okaże się być rasowym głąbem, pryskamy. Taki był plan!
***
Koleżanka, świadoma faktu, że świat to jednak bardzo schematyczny jest i przewidywalny, a już ten jego wycinek pod postacią adamowego syna w szczególności jest przewidywalny i łatwy do odszyfrowania, postanowiła zagiąć na niego parol i ubrała się odpowiednio. Znaczy, że w dekolt adekwatny i szokujące mini. I o ile na ten dekolt pokiwałam głową z aprobatą (wszak sama wiem dobrze, że dziewięciu na dziesięciu facetów woli dobrze eksponowany biust, pozostałym jednym się nie zajmujemy, bo on i tak woli tych dziewięciu facetów), tak to mini zbiło mnie z pantałyku. Taka ekstrawagancja? Ani to pogoda odpowiednia, ani okazja. Mimo to nie skomentowałam. Miałam cichą nadzieję, że facet jednak ma gust bardziej wyrafinowany i większych nieco podniet niż odkryty biust i eksponowane nogi wymaga, bo gdyby z nim każdej tak łatwo szło i o to tylko chodziło, to po cóż byłyby te całe ceregiele.
Gdzieś na marginesie tych rozważań przemknął mi przez głowę cichy żal, że ja ze swojego dekoltu użytku robić niestety nie potrafię, jak koleżanka, bo samochód nadal mam niesprawny, a do wygodnego spania ciągle jeszcze wymagane są cztery tomy Diany Gabaldon i "Cień wiatru".
Nic to. Poszłyśmy. Zamówiłyśmy. Pan bez słowa zrealizował zamówienie. Bez zbędnej zwłoki, bez zarzutu. Dekoltu wzrokiem nawet przez chwilę nie zaszczycił. No, nie było się do czego podczepić. I jak tu zahaczyć faceta, jak on taki bez skazy przy obsłudze?
- Ty uważaj - mówię jej - bo skoro on taki idealny, to ty prędzej czy później padniesz przy nim z nudów.
Nic nie dała sobie wytłumaczyć. Wpatrzona w niego jak w obrazek, obmyślała w głowie dziesiątki strategii, jaką tu sytuację sprowokować, aby do dialogu wykraczającego poza przedmiot kawiarnianego zamówienia zgrabnie przejść. Oczyma wyobraźni widziała siebie w niekończących się dyskusjach z owym księciem, w intelektualnych i różnych takich innych... potyczkach.
W końcu wpadła na tę myśl odpowiednią, jak by tu konwersację rozpocząć i skierowała pytanie za kontuar:
- Powie nam pan, gdzie jest biblioteka?
- Tu, w rynku.
- Tu jest chyba księgarnia?!
- A to jest jakaś różnica?
Fascynacja koleżanki ślicznym facecikiem opadła z hukiem na podłogę i roztrzaskała się na tysiąc kawałków. Ostatniego namaszczenia nie budiet!
Bo kryteria były za ostre, Bet. Powiedz koleżance żeby je zmieniła, bo zostanie sama do końca życia.
OdpowiedzUsuńHmm... :)
OdpowiedzUsuń