Gdy byłam mała, chciałam znaleźć pod choinką lalkę. Owszem. Marzyłam też o książce, ubraniach i dziewczyńskich gadżetach. Ale Oliśka chce dostać lalkę w trumnie!!!
Idę więc do sklepu i pytam rzeczowo, wskazując paluchem, tak jak mnie kiedyś mama uczyła, że się nie powinno:
- A ta lala w trumnie ile kosztuje?
Pani za ladą wykrzywia minę i się oburza na tę trumnę.
- Czy jak nazwę inaczej, to czy to pudełko, w które pakowana jest ta lalka, przestanie naśladować trumnę?
A pani wykrzywia się nadal, jakby słowo "trumna" niosło w sobie jakąś klątwę i miało na nią ściągnąć wszystkie plagi tego świata.
No, nie ładnie - myślę sobie - to co wydalają z siebie psy na chodniku wzdłuż mojej ulicy wcale nie przestaje śmierdzieć, gdy się to nazwie kwiatkiem. Tak i ta zabawka-koszmar nie przestanie budzić we mnie odrazy, gdy nazwę ją "Zuzia".
Na szczęście lala w trumnie okazała się wykraczać poza ustalony prezentowy budżet, z przyczyn formalnych wyleciała więc z listy zakupów.
Ale że lalka była ujęta w liście do Mikołaja, postanowiłam więc obejść przeszkodę szerokim łukiem:
- To ja ci laleczkę uszyję, córciu.
- Uszyjesz? Mi? Laleeeeczkę? - zdziwiła się tak, jakbym jej nic w życiu nie uszyła.
A jednak uszyłam. Może nie laleczkę, a pajacyka. Według własnego projektu i sporym nakładem sił, zważywszy na przeładowany zajęciami grudzień.
Dopracowałam detal: sporo czasu spędziłam nad łapkami, doszyłam patkę na zmianę pieluchy, wyhaftowałam minkę, ręcznie wykańczałam. Było co robić. Po dwóch godzinach odetchnęłam zadowolona, że taki mi wyszedł przystojniacha, a uśmiech dziecka miał wynagrodzić trud.
- Nie, no ładny... może być - pogrążyła mnie Oliśka, a krasnal (nazwany potulnie Bogusiem) pojechał w drugi koniec Polski.
Zazdroszczę odwagi, że potrafisz gadać o tym tak dosadnie. Ja jednak zwykle w duchu politycznej poprawności i "bułka przez bibułkę." Choć też sprawa tych trumien mnie drażni przeokropnie, bo moja mała też chce tej TRUMNY. DzD.
OdpowiedzUsuń