Do kościoła nie chodzę. Świętości nie bardzo poważam. Nawet jeśli się czasem modlę, to mam wrażenie, że to może nie do tego boga, co trzeba i niezgodnie z modlitewnym standardem.
Skoro więc raczej nie trafię do nieba tą drogą, co statystyczny Polak - katolik, postanowiłam się tam dostać po protekcji.
Zacieśniłam kontakty z panią pastorową kościoła ewangelickiego. Instytucja, za którą żona pastora stoi, aktywnie uczestniczy w życiu mojego miasta. Zaangażowałam się więc do pracy w kościele i ja. To znaczy nie pełnię roli ministranta, nie ubieram ołtarzy, nie chodzę z tacą, nie śpiewam w chórze, ani nic w tym guście.
Kościół przed laty został objęty kuratelą UNESCO. Wiadomo - zabytek niebywałej klasy o architekturze zapierającej dech. Ale ten obiekt to nie tylko życie religijne i sztuka. To również integracja, inspiracja i kultura. W dodatku miejsce to ma szczęście do dobrego gospodarza.
W ubiegłym miesiącu nakładem olbrzymich pokładów energii, pomysłów i pieniędzy ludzi tak wielu, że aż trudno policzyć, otwarto tu Centrum Promocji i Partnerstwa UNESCO. Owo centrum ma być miejscem spotkań ludzi, którzy wyrażają ochotę znaleźć z innymi jakiś wspólny mianownik. Organizowane więc będą tu kursy, spotkania, pokazy filmowe, wykłady, wystawy i warsztaty twórcze.
Centrum gromadzi i łączy osoby bez względu na wiek, płeć, przekonania religijne i upodobania kulturowe.
Pierwszy z projektów mam przyjemność prowadzić ja (między innymi, bo moje zajęcia są częścią większego projektu). Znaczy, że występuję w roli belfra. Wprawdzie byłam w tym kierunku kształcona - wszak odpowiednią szkołę dla panien i guwernantek dane mi było ukończyć na piątkach - jednak trema jest spora.
Pierwsze zajęcia poszły mi dość gładko. Do pracy udało się zaangażować osiemnaście osób w wieku od 16 do 75 lat. 17 kobiet i jeden Leszek, który zapewnił nam parytet. Różnice pokoleniowe były ledwie odczuwalne, co z resztą było celem całego kursu: zburzyć mury i ograniczenia, zwalczyć stereotypy, wzajemnie się zainspirować i uczyć się od siebie wzajemnie.
Tak więc burzę, zwalczam i uczę (również się) - od dziś aż do kwietnia następnego roku. Cieszę się jak dziecko, bo mam pod skrzydłami grupę świetnych, roześmianych ludzi z tysiącem pomysłów na całą wieczność.
No!
To o czym ja mówiłam ostatnio?
Że czasu nie mam na nic kompletnie?
Oj tam!
oooo a na jakież tematy tam dyskutujesz Beti?
OdpowiedzUsuńmoże wpadnę :)
Nie wiem, kto pyta, ale już żałuję. Niestety lista uczestników dawno zamknięta:(
UsuńTrzymamy kciuki na Końcu Świata! Powodzenia!
OdpowiedzUsuńA ja całusy ślę na Koniec Świata:) Całusy - rzecz jasna - tradycyjnie ;)
Usuń