sobota, 8 grudnia 2012

Tworzymy tematy, burzymy schematy

Do kościoła nie chodzę. Świętości nie bardzo poważam. Nawet jeśli się czasem modlę, to mam wrażenie, że to może nie do tego boga, co trzeba i niezgodnie z modlitewnym standardem.
Skoro więc raczej nie trafię do nieba tą drogą, co statystyczny Polak - katolik, postanowiłam się tam dostać po protekcji.

Zacieśniłam kontakty z panią pastorową kościoła ewangelickiego. Instytucja, za którą żona pastora stoi, aktywnie uczestniczy w życiu mojego miasta. Zaangażowałam się więc do pracy w kościele i ja. To znaczy nie pełnię roli ministranta, nie ubieram ołtarzy, nie chodzę z tacą, nie śpiewam w chórze, ani nic w tym guście.

Kościół przed laty został objęty kuratelą UNESCO. Wiadomo - zabytek niebywałej klasy o architekturze  zapierającej dech. Ale ten obiekt to nie tylko życie religijne i sztuka. To również  integracja, inspiracja i kultura.  W dodatku miejsce to ma szczęście do dobrego gospodarza.

W ubiegłym miesiącu nakładem olbrzymich pokładów energii, pomysłów i pieniędzy ludzi tak wielu, że aż trudno policzyć, otwarto tu Centrum Promocji i Partnerstwa UNESCO. Owo centrum ma być miejscem spotkań ludzi, którzy wyrażają ochotę znaleźć z innymi jakiś wspólny mianownik. Organizowane więc będą tu kursy, spotkania, pokazy filmowe, wykłady, wystawy i warsztaty twórcze.

Centrum gromadzi i łączy osoby bez względu na wiek, płeć, przekonania religijne i upodobania kulturowe.

Pierwszy z projektów mam przyjemność prowadzić ja (między innymi, bo moje zajęcia są częścią większego projektu). Znaczy, że występuję w roli belfra. Wprawdzie byłam w tym kierunku kształcona - wszak odpowiednią szkołę dla panien i guwernantek dane mi było ukończyć na piątkach - jednak trema jest spora.

Pierwsze zajęcia poszły mi dość gładko. Do pracy udało się zaangażować osiemnaście osób w wieku od 16 do 75 lat. 17 kobiet i jeden Leszek, który zapewnił nam parytet. Różnice pokoleniowe były ledwie odczuwalne, co z resztą było celem całego kursu: zburzyć mury i ograniczenia, zwalczyć stereotypy, wzajemnie się zainspirować i uczyć się od siebie wzajemnie.

Tak więc burzę, zwalczam  i uczę (również się)  - od dziś aż do kwietnia następnego roku. Cieszę się jak dziecko, bo mam pod skrzydłami grupę świetnych, roześmianych ludzi z tysiącem pomysłów na całą wieczność.

No!
To o czym ja mówiłam ostatnio?
Że czasu nie mam na nic kompletnie?
Oj tam!



4 komentarze:

  1. oooo a na jakież tematy tam dyskutujesz Beti?
    może wpadnę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, kto pyta, ale już żałuję. Niestety lista uczestników dawno zamknięta:(

      Usuń
  2. Trzymamy kciuki na Końcu Świata! Powodzenia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja całusy ślę na Koniec Świata:) Całusy - rzecz jasna - tradycyjnie ;)

      Usuń