piątek, 22 lutego 2013

Prawie że

Czytam sobie tego Barnesa z dużą uwagą i radością. Roztkliwiam się nad tym, jakie tam są mądre słowa i jakie piękne frazy. Chciałabym je wszystkie adoptować. Chciałabym tak umieć mówić, jak on pisze - ten Barnes.
Czytam:
"Sieć moża zdefiniować na jeden z dwóch sposobów, zależnie od punktu widzenia. Normalnie powiedziałoby się, że jest to rodzaj siatki do łapania ryb. Ale równie dobrze można, z niewielkim uszczerbkiem dla logiki, odwrócić ten obraz i zdefiniować sieć tak, jak uczynił to jeden krotochwilny leksykograf, który nazwał ją zestawem dziur połączonych szpagatem".

Powyższe stwierdzenie ma swoje luźne rozwinięcie w dalszej części książki w rozdziale o apokryfach:
"Książki, których pisarz nie napisał w latach młodzieńczych, różnią się od tych, których nie napisał po ogłoszeniu, że jest zawodowym pisarzem. Za te ostatnie nieksiążki musi ponosić odpowiedzialność."

A to z kolei ma jeszcze luźniejsze powiązanie z moją osobą -  tak mi się coś widzi. Bez uszczerbku dla logiki - rzecz jasna. Pobożne życzenie!

Moje życie  składa się ostatnio z całego szeregu zaniechań i z drugiego szeregu zaprzeczeń. Prawie że żyję w prawie że domu, na łonie prawie że rodziny. Prawie że pracuję w prawie że paru miejscach naraz. Dziś prawie że udało mi się przekonać moje kursantki, że potrafię wykonać wszystko (prawie wszystko), za co się nie chwycę.
Kiedyś prawie że grałam na pianinie, również prawie że - na gitarze,  prawie że przejechałam na rowerze wszerz Polskę, prawie że przeszłam Orlą Perć i prawie że wcale się wtedy nie bałam. Dziś prawie że rozmawiam swobodnie po niemiecku i prawie że biegła jestem w temacie książek i kina.

Prawie że sprawdzam się na gruncie towarzyskim. Prawie że w różnych rzeczach aktywnie uczestniczę.

We wszystkim "prawie że", które kruche jest jak szkło i tylko mały powiew wystarcza, aby wszystko poszło w cholerę. Bez "prawie że" nie egzystuję. Bez "prawie że" traci rację bytu wszystko, co po nim występuje.

Tylko w jednej rzeczy  sprawdzam się pełną parą. Pomimo tego braku stabilności, pomimo tego stania ciągle jedną nogą tu, a drugą gdzie indziej, udaje mi się być autentycznie szczęśliwą. Bo na co dzień cieszą mnie pierdoły - te takie nawet całkiem maciupkie, ledwie widoczne gołym okiem - dziś na przykład to, że pomalowałyśmy sobie z Oliśką śliczne kolczyki, że udały nam się pyszne ciastka i że padał ładny śnieg.  Nie wymagam od życia globalnego spełnienia. Zadowala mnie tysiąc lokalnych, takich wręcz zupełnie podwórkowych. Tego nauczyła mnie mama. Tego uczył tata, choć był zwykle jedynie  tatą na pół etatu.  To się dostaje w genach. I to chroni przed samozagładą. Trzeba było nauczyć się czasem odwracać kota ogonem i zamieniać pecha w swoją szansę.

- No to jak cię już życie tak pieprznie, że się zegniesz wpół, to co robisz? - spytał kiedyś kolega fotograf.
- Nic nie robię. Tkwię taka zgięta. Bo ja taka zgięta ładnie wyglądam - odpowiedziałam.

Za to dziś jestem rodzicom wdzięczna  i   wreszcie to doceniam.
__________________

I idąc dalej tropem tych luźnych skojarzeń - dziś zaserwuję serca. Serca sauté.
Życiowo wprawdzie sercownie u mnie nie jest, za to szyciowo - i owszem. Serca cieszą już samym tylko kształtem.  I sercami można nieźle się obłowić... kasy wystarczy przynajmniej na kilka obiadów. A przecież  powiedziałby ktoś nieraz: "Phi! Serca! Też mi coś..."




15 komentarzy:

  1. Phi, serca- ja tak nie powiem. Pałam wielką miłością do tego kształtu (czy to coś oznacza? nie wiem sama), uwielbiam je pod każdą postacią. Twoje są fantastyczne. Dobór tkanin i dodatków- świetny, no i te genialne metki. Wspaniałe.

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękne i prawdziwe, to co napisałaś.:)Podpisuję się obiema rękami. Serca prześliczne.

    OdpowiedzUsuń
  3. Święte słowa:) Och, żeby wszyscy mieli takie podejście do życia, a nie ciągle tylko narzekali:) Serduszka przepiękne:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ty tkwisz zgięta, bo ładnie wyglądasz, a ja nie wyglądam tak ładnie, dlatego prostuję się szybko, żeby nie dać mu szansy na ponowne pieprznięcie ;)
    serdeczności ślę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gratuluję wygimnastykowania. Trochę poćwiczę, to może i mnie udadzą się takie skłony i wyprosty:)

      Usuń
  5. I ja Ciebie kocham, na Końcu Świata, więc jakieś miejsce w serduchu jest moje. Bo w tym wszystkim ja też jestem.
    Siostra :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ba! No przecież mówię, że to ma się w genach. Chyba mamy ten sam garnitur :)

      Usuń
  6. Mam nadzieję, że i u mnie coraz więcej zadowolenia będzie z lokalnych, codziennych spełnień.

    OdpowiedzUsuń
  7. Te szczęścia to tylko fasada.
    Pan T

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pan T. jest sfrustrowany, że nie został wymieniony na liście lokalnych szczęść, dlatego postanowił załatwić prywatne porachunki. Niech więc tak będzie, jak chce pan T.
      Panie T., w przeciwieństwe do Pana uważam, że fasada, do której da się podczepić jakieś piętra jest o wiele lepsza niż brak fundamentów. Prowizorki, nawet te klecone na prędce i sposobem gospodarczym sprawdzają się latami, jeśli się je robi z pasją i radością. I zasługują co najmniej na prasową wzmiankę po latach, w przeciwieńtwie do wymuskanych technicznie, solidnych konstrukcji, budowanych bez polotu.

      Usuń

    2. ooooo cała prawda o szczęsciu :) lepiej być szczęsliwym prosto i zwyczajnie, niż sztywno i na pokaz :)

      Usuń
  8. Serducha mnie zauroczyły :) Taka drobnostka, a podoba się i cieszy oczy :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Lubię czytać mądre rzeczy takie jak u Ciebie. I i u mnie czasami i jakoś tak pokrzywiono i tak czasami prawie. Daleko mi do ideału. Ale tak też się da żyć. Pozdrawiam.
    Mnie też ostatnio zauroczyły serduszka ( do obejrzenia na moim blogu ).

    OdpowiedzUsuń
  10. Serce to serce tak dużo znaczy w życiu fizycznym i duchowym, że warto o tym pamiętać i od czasu do czasu mieć je otwarte na ludzi pozdrawiam Dusia

    OdpowiedzUsuń