czwartek, 10 stycznia 2013

Коицерта ие будет

Ten post jest w sprawie "Bloga roku 2012".

Dostaję maile i dowody sympatii, na których moja osobista satysfakcja rośnie jak na najlepszej odżywce dla storczyków. Dostaję od Grzesia, Wiesi, Kasieńki, Janusza, Marii, Kalii i od paru jeszcze osób - nie będę wszystkich wymieniać.  Moja korespondencja na ten temat z panem Marcinem (Mężem-Żony-Pana-Marcina-Z-Poprzedniego-Postu), który powoli wyrasta na  szarą eminencją tego Pożal-Się-Boże-Bloga, przybiera już nawet formy i rozmiary patologiczne.
Dziękuję za to, że tu systematycznie jesteście, za te propozycje, które padły  i Wasze wsparcie. Chciałam  jednak oficjalnie ogłosić, że nie czuję się na siłach, nie w tym roku i   nie w tych okolicznościach...

Czyli że po prostu peniam.

Widzieliście tę moją ewentualną (z naciskiem na słowo EWENTUALNĄ) konkurencję? Widzieliście te ilości i te statystyki? No jak tu nie trząść portkami? To są za wysokie progi dla mnie - po prostu i trywialnie.

Stwierdzam więc autorytarnie  i tym razem nie biorąc czytelniczych sugestii pod uwagę, że się nie zgłoszę, ponieważ:

po pierwsze primo: postanowiłam się skupić na takich aktywnościach i konkursach, w których mam jednak jakąś tam szansę (np. w National Geografic pewnie jakąś mam - choć oni jeszcze o tym nie wiedzą);

po drugie primo:  nie bardzo spełniam wymogi formalne, a szkoda czasu, energii i czytelniczej kasy (bo przecież, aby zagłosować, trzeba wysłać płatnego sms-a) na przedsięwzięcia z tak dużym ryzykiem inwestycyjnym;

po trzecie primo:  na apel pt. "korona Ci z głowy nie spadnie, gdy się...", odpowiadam, że owszem, pewnie nie spadnie, za to tak kruchutka ona jest, że idzie w drzazgi nawet przy gwałtowniejszym potrząsaniu głową; odbudowywanie poczucia własnej wartości jest aktualnie u mnie w procesie, ale to musi potrwać; nie ma rady; trzeba dać czasowi czas;

po czwarte primo: w czyjejś sprawie to ja nawet nieźle  wyszczekana potrafię być - i z viceprezydentem mojego rewiru mam na pieńku, bo miałam odwagę i czelność zwrócić uwagę na pewne światopoglądowe niestosowności lub nawet patologie  - w każdym razie na tyle się pokłóciliśmy, że nie chodzimy na wspólne bankiety i nie komentujemy na tych samych forach; i na wajrakowym poletku potrafiłam kilkakrotnie narozrabiać, gdy uważałam, że przy opinii publicznej niebezpiecznie i populistycznie majstrował; tak w swojej sprawie, to ja jednak bardziej  drżąca osika jestem, niż wybujałe drzewo;

po piąte primo: tak jak Ferdek Kiepski przekonuje, że w tym kraju nie ma pracy dla ludzi z jego wykształceniem, tak ja stwierdzam, że w tym konkursie nie pomyśleli o kategorii dla mnie; kategorię "Absurdlane i offowe" zlikwidowali. Jak na potrzeby kategorii "Ja i moje życie" robię zbyt dużo wpisów z tematyki  "Pasje i zainteresowania", a dla potrzeb kategorii "Pasje i zainteresowania" zbyt wiele tu wpisów z etykietą "Ja i moje życie". Obawiam się, że organizator miałby niezły zgryz, do której szufladki mnie przyporządkować;


a po szóste primo: znacie mnie już na tyle, żeby wiedzieć, że ja się trzymam z daleka od czerwonych dywanów i reflektorów. Czerwony dywan leży w zakresie moich zainteresowań jedynie wtedy, gdy się można na nim kątem przespać podczas podróży w nieznane, bo nie leje się wtedy na głowę. Reflektorem można się dodatkowo dogrzać lub wysuszyć na nim przemoczoną bieliznę.  A wałczer od Itaki? Przecież ja bym umarła z nudów w jakimś tam wybłyszczonym hotelu przy jakiejś tam wymuskanej plaży - zakładając oczywiście fakt, że bym się na taki wałczer załapała. Więc ja sobie raczej  w wakacje spokojnie pod jakiś namiot wyskoczę, żeby kawę wypić na trawie, jak człowiek, i posłuchać, jak ta trawa rośnie.

Wystarczy argumentów? Panie Marcinie, Grzesiu, Wiesiu, Kasieńko, etc?
Chyba wystarczy.

Podsumowując - w konkursie BLOG ROKU 2012" mam zamiar wziąć czynny udział - wysyłając sms-a  na jakiegoś bloga, którego systematycznie czytam.

A już tak całkiem podsumowując to podsumowanie (pozwólcie, że się przewiozę chwilę na Coehlu):
skoro "Bóg wybrał sobie istotę ludzką jako swoje ramię na ziemi" to ja jestem raczej lewym jego ramieniem - tym mniej sprawnym, które nawet sznurowadeł zawiązać samo porządnie nie potrafi.


1 komentarz:

  1. I doczekałem się kolejnej osobistej wzmianki. Siem cieszem, choć z powodu, że nie wystartujesz jednak siem nie cieszem. M-MZPMZPP

    OdpowiedzUsuń