poniedziałek, 21 stycznia 2013

Na mocy artykułu





- Czy możemy zamienić termin pani wizyty z piątku na środę? - zaskoczyła mnie dziś telefonem kosmetyczka, u której miesiąc w miesiąc maluję paznokcie.
To jedyny kobiecy luksus, na jaki sobie pozwalam.   Bycie przez tę godzinę miesięcznie księżniczką kosztuje  mnie sporo (i kasy, i czasu). Nie zamienię tego jednak za nic. I za nic z tego nie zrezygnuję... Chyba, że zapomnę:
- Przecież ja nie mogę w piątek. Naprawdę umówiłyśmy się na piątek? Przecież w piątek prowadzę kurs. W każdy piątek bez wyjątku!

Strumień ostatnich zajęć zupełnie zaburzył mi porządek. Czasem się tak właśnie zapomnę, zupełnie i bez reszty. Zwłaszcza, gdy coś mnie bardzo, ale to bardzo wciągnie.



Wczoraj na przykład wciągnęła mnie nowa książka, którą wzięłam do wanny. Wsiąkłam na kilka ładnych godzin. Zupełnie straciłam poczucie czasu. Oliśka parę razy wołała: "mama, miałaś mi poczytać". Po którymś tam "Zaaaaraz" rzuconym leniwie z łazienki nie wytrzymała. Wpadła  z hukiem. Przykleiła mi kartkę  do okładki nowej książki. I znikła.




No, są takie argumenty*, przy których każde "zaraz" traci sens i zaczyna ciążyć tak, że człowiek gotowy jest mokry wskoczyć do tego łóżeczka, przytulić to rozgrzane ciałko i za zaniedbania przepraszać do rana.

Przeczytałam jej cztery "Klechdy domowe", a miałam przeczytać jedną.


____________
A argument, dla tych, co nie mogą odczytać, brzmi: "Kocham Cię!!! Będę na Ciebię czekać w łużeczku. Czekam już tak długo że moje serce tęskni a oczy wypuszczają krople. I leżę w łzach tęsknoty. Wracaj do mnie. Córeczka Ola."
(pisownia oryginalna)








1 komentarz:

  1. Też mam całe archiwum takich karteluszków od moich synów, z wyrazami miłości, które potrafią zastąpić wszystkie skarby tego świata :)))

    OdpowiedzUsuń