Przyjaciół mojej Oliśki, którzy coraz tłumniej zaczęli nas ostatnio odwiedzać, mogę śmiało podzielić na dwie grupy:
na tych, którzy mówią: "Ale macie dużo książek" i tych od: "Ale macie kiepski telewizor".
Bez względu na preferencje gości, wszyscy są prowadzeni do pokoju, w którym pracuję, aby mogli mnie zobaczyć przy pracy. Jedni dotykają tkaniny, inni lustrują zasobną szafę, jeszcze inni wypraszają jakiś drobiazg dla mamy, babci, cioci, sąsiadki, wychowawczyni lub chomika, który coś wymizerniał ostatnio. Dziewczyny, którym do wszystkiego świecą się oczy, snują wizje realizowania się przy takim zajęciu w przyszłości. Chłopcy wzruszają ramionami, nie wykazując zainteresowania. Już mnie nie dziwią deklaracje i zawodowe perspektywy świadczące, że za lat piętnaście nie będzie już pielęgniarek, nauczycielek, lekarek, urzędniczek bankowych, ekspedientek ani przedszkolanek, będą za to same plastyczki, dekoratorki wnętrz i malarki. W męskich zawodach rewolucji za to nie będzie. Faceci są przewidywalni jak Macierewicz zapytany o głosowanie nad ustawą o związkach partnerskich. O odpowiednią liczbę listonoszy, żołnierzy, strażaków, lekarzy i kosmonautów możemy więc być spokojni. Oni w szmatach robić nie będą. Dekoracjami nie interesują się ni w ząb. Bo to, po pierwsze - nudne, a po drugie - po co?
Jeden jedyny Szymon, który bywa u nas częściej niż inni i przez którego jestem od wieków nazywana "ciocią", wykazuje umiarkowane zainteresowanie. Przychodzi popatrzyć, komentuje moje wyczyny głośno, skrytykuje albo pochwali. I zna się na kolorach, czym wprawia mnie w nieposkromiony zachwyt. Być może Ives Saint Laurent też tak zaczynał.
Szymek ostatnio uszył nawet lalkę na zajęciach w szkole, czym bez zbędnej zwłoki mi się pochwalił - skomentował, że wyszła "całkiem w porzo", tylko głowy nie udało mu się "przypruć" tak jak by chciał, więc się kiwa za bardzo. Potwierdziłam, że "owszem, wyszła w porzo" i że "nie szkodzi, że się kiwa."
W ogóle to, czym się zajmuję, obrosło w szkolnym i podwórkowym środowisku jakimiś dziwnymi mitami, W które nie jestem wtajemniczana. Sprawę komentuje się szepcząc w odległym od mojego oliśkowym pokoiku, a do mnie docierają czasami strzępy tych kuluarowych rozmów w postaci wypowiedzianego zbyt głośno: "A nie mówiłam?!"
O co chodzi dokładnie, nie wiem, Spekuluję tylko, że pewnie znowu zrodził się jakiś pomysł w szkole, w którego realizację zostanę niechybnie zaangażowana. Oby nie.
Póki się jednak sprawa nie wyjaśni, żyję i szyję sobie w błogiej nieświadomości.
Piękne podusie :) Bardzo interesująco piszesz :)
OdpowiedzUsuń