piątek, 25 stycznia 2013

Fakultety z marzeń

Warsztaty zaczęłam dziś nietypowo - wykładem teoretycznym na temat marzeń. 
Kilka cytatów i własnych niewydumanych twierdzeń z tej dziedziny zaserwowałam na pierwsze danie.  Danie posmakowało.W końcu jestem marzycielką dyplomowaną. I to z długoletnią praktyką. Marzę od zawsze, odważnie i z dziecięcym antuzjazmem, sprintersko i długodystansowo.
Zastanawiałyśmy się więc nad istotą marzeń - ich przedmiotem, ich źródłem i podstawą. To punkt wyjścia wszystkiego.

- Ja chciałabym wygrać w totolotka  - padło z sali.

- Źle - odpowiedziałam. - Nie marzymy o pieniądzach. Niech one będą środkiem, ale nie celem. Warto myśleć więc o podróżny pięknej i dalekiej. Nie jest wykluczone, że do jej realizacji  pomocne będą pieniądze. Ale i bez nich wybierzemy się w drogę.

- Ja chciałabym, aby mój wnuczek był zdrowy.

- A czego chciałabyś dla siebie? - pytam. Ona nie wie. Mówię więc: - Świat sobie bez was poradzi. I bliscy sobie bez was poradzą. Nie zbawimy świata, same tkwiąc w kłopotach. Czy wnuk jest chory?

- Nie.

- Więc skąd takie marzenie? Na wszelki wypadek? - drążę. - Może szkoda czasu, aby marzyć na wszelki wypadek. Może warto pomyśleć o sobie.   My też jesteśmy ważne. Gdy my jesteśmy szczęśliwi, nasi bliscy też mają mniej powodów do zmartwień.

- A ja to bym chciała objechać świat.

- A czy to jest możliwe? Czy jest konkretne? Marzenia nieszczegółowe, niekonkretne lub niemożliwe do spełnienia zaśmiecają nam głowę i przynoszą stres. Po co marzyć o czymś, co nie ma żadnych znamion, że może kiedykolwiek się spełnić? Po co myśleć, że chciałabym objechać świat, skoro nawet nad Bałtyk nie chce mi się ruszyć. Nie znam i nie doceniam swojej okolicy. Skąd więc wrażenie, że docenię cały świat i będę dzięki temu szczęśliwsza?

Potakują.  Pomrukują. Słuchają. Analizują w głowie.  Uśmiechają się do własnych myśli. (W trakcie opowiadam o naszej rowerowej wyprawie. Cóż to było za marzenie!) Wyczekują. Kontynuuję więc:

- Myślmy konkretnie. Zawrzyjmy horyzont czasowy. Niech nie będzie zbyt odległy. No i ważna jest motywacja. Ta powinna być zawsze pozytywna. Nie marzymy o tym, by sąsiadowi zdechły kury. Z Kargula i Pawlaka się chętnie pośmiejemy, ale my już ich zostawiliśmy daleko w tyle. Marzymy pozytywnie. Chcemy, aby było nam dobrze. Chcemy zdobyć jakiś prywatny szczyt. Dla siebie. Nie kosztem innych. Nie chcemy nikomu niczego udowadniać, ani nikomu zagrać tym na nosie. Chcemy czegoś, bo to NAM sprawia przyjemność i satysfakcję.

Cele ustaliłyśmy więc na nowo. Każda swój cel w swojej głowie. Przyszła kolej na technikę i metodologię.  Z entuzjazmem pracownika firmy Amway tokowałam:

- Zróbmy analizę marzenia jako przedsięwzięcia. Tak jak to robią spece od biznesu. Oni rozpatrują cztery punkty: szanse i zagrożenia oraz słabe i mocne strony. Zróbmy tabelę. Wypunktujmy. Określmy hierarchię. I powoli, małymi krokami działajmy na swoją korzyść. Wzmacniajmy nasze mocne strony. Chwalmy się nimi. Niech bliscy wiedzą. Niech się cieszą z nami. Planujmy. Wizualizujmy. A jednocześnie pracujmy nad słabymi stronami. Niwelujmy.  Umniejszajmy rangę. Oswajajmy potwora. Z czasem nasze niedomagania znikną, lub nawet przejdą na stronę mocnych stron. Przykłady, przykłady, przykłady...
To samo z zagrożeniami i szansami. Szanse wykorzystajmy. Otwórzmy się na propozycje. Ludzie chcą nam pomoc, jeśli widzą, że nam zależy. Pokibicują.
Zagrożenia weźmy pod uwagę, ale niech nas nie zniechęcą.  Nie demonizujmy własnego strachu. Przykłady, przykłady...

I tak to szło.  Prawie jak na spotkaniu amweyowców. Ale o to chodziło. A wnioski padły z sali:

"Warto marzyć. Nie boimy się tego. Marzymy rozsądnie, nie naiwnie. Musimy się nauczyć myśleć o sobie i konkretyzować w głowie zamierzenia, oraz mieć na oku cel. Trzeba doprecyzowywać warunki  i opracować strategię. Wtedy się spełni."

Wszystko wydało się proste. Uśmiechy, rozmowy, potakiwania, przykłady. Było przyjemnie i rozluźniająco.

I aby sobie pomóc, na wszelki wypadek - tfu tfu - postanowiłyśmy te dobre myśli zamknąć w lalce. W żadanicy*.
Nawet jeśli żadanica nie pomoże, to na pewno nie zaszkodzi. A co!










____________
* O lalkach żadanicach  pisałam już kiedyś tutaj:  ---->  O TUTAJ!

5 komentarzy:

  1. Kiedyś próbowałam żadanicy, ale pozytywne myślenie mnie przerosło

    OdpowiedzUsuń
  2. A jeżeli na drodze do naszego marzenia stoi przeszkoda której nie da się ominąć? To należy zmienić obiekt marzeń?
    Pan T

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skoro są przeszkody nie do pokonania, to trzeba je ominąć, pominąć lub dać za wygraną. Wszystko zależy od okoliczności i determinacji.

      Usuń
    2. Napisałem, że nie da się ominąć, czyli także pominąć.

      Usuń
    3. Czyli, że marzenie nie ma prawa się spełnić. Pozostaje jeszcze doświadczyć, czy owa przeszkoda nie do pominięcia/ominięcia, to przeszkoda zewnętrzna, czy istnieje jedynie w Tobie. Jeśli to drugie, to gorzej.

      Usuń